Ale byłam umówiona z kolegą na dwuosobowe spotkanie klasowe po ....dziestu latach.
No i dylemat.Wszystko da się jakoś ukryć poza twarzą i dłońmi.O facjacie tym razem ta wrednota alergia szczęśliwie zapomniała ale za to na dłoniach istna katastrofa,na dodatek podrapane niemal do krwi.Nie mogłabym spokojnie rozmawiać z takimi łapami,nie dałoby mi to spokoju,myślałabym o tym cały czas.Trzeba było coś wymyślić.No to wymyśliłam i w wieczór przed spotkaniem udziergałam jedną a rano drugą.
Uznałam że lepiej wyglądać na ekstrawagancką niż parchatą :))
Założę się,ze nikt postronny nie zauważył parchów a widział tylko mitenki:)))
Materiał-jakieś 5dkg bawełny,szydełko nr 2.Wzór żaden,najprościej jak się dało i tylko zagęszczenie słupków nieco większe tam gdzie było więcej do ukrycia.
Spotkanie było niezwykle udane,nie musiałam się o dłonie martwić a jedynie żebym opita piwem w miarę równo szła ;)
A przy okazji jak już bylam w Jeleniej Górze ,zajrzałam do nowego sklepiku z włóczką,wyczajonego przez Violę.No,tak jakoś po drodze był:)))
To tylko takie małe co nieco,żeby się panu dobrze biznes rozwijał:)\
W trakcie porządków przywlokłam ze strychu całą górę szmat,które tam zachomikowałam,nieśmiało myśląc że może jednak schudnę.Skoro schudłam rzeczywiście to dawaj rewię mody uskuteczniać.Okazało sie,że kilka rzeczy wróciło na strych grzecznie dalej czekać ale mnóstwo jest znów do noszenia!Huuurrra!!!
Między innymi ta bluzeczka (zauważyliście jak się teraz ciuchy elegancko na Chudej prezentują,nie to co na mnie):))))
Jeden z moich najulubieńszych ciuchów. Ma już ładnych parę lat ale jak coś lubię to noszę póki ze mnie nie spadnie:))
Wydziergana jest z 30 dkg bawełny ale chyba z czymś wymieszanej,w tej chwili już nie pamiętam.Kupiłam tę włóczkę na początku mojej kariery w Niemczech.Nie znałam jeszcze wówczas za dobrze niemieckiego (tak dobrze to i do dzisiaj nie znam) i poszłam na zakupy.
Nie dosłyszałam albo nie zrozumiałam po ile są te moteczki i kupuję,wielka klientka :))Pani zapakowała 6 moteczków i mówi;30 euro!
CO!?30 EURO!?
Myślałam ,że zemdleję.To było strasznie dużo dla mnie ale cóż, noblesse oblige ,przecież nie powiem,że nie ,to ja dziękuję,jestem dziadówka i mnie nie stać:))Spokojnie wyjęłam trzy dychy (szczęśliwie miałam przy sobie ),zapłaciłam,a co.I dopiero w domu powiedziałam sobie co ja o mnie myślę,słowami powszechnie uznanymi za obelżywe.
Ale moteczki już były:))Jak się ze sobą wreszcie pogodziłam,wydziergałam sobie tę właśnie bluzeczkę,jeszcze musiałam moteczek czarnego dokupić (tym razem na targu za rozsądną cenę) bo dekolt wywaliłam prawie do pasa :))
Bluzię pokochałam od pierwszego założenia i strasznie się cieszę ,że mogę znów ją nosić :))
Jeszcze całkiem po cichutku napiszę,że się blooger uspokoił i przestał się o zdjęcia czepiać.Może mu chodziło o to ,że za duże ?To teraz zmniejszam:))Ale za to zniknęło mi zdjęcie profilowe,nawet nie wiem kiedy.To pewnie tak coś za coś :)
A skoro tak,to pokażę jak zakwitł kaktus mojej mamy.Niestety nie było mnie przy tym jak się całkiem rozwinął a kaktusie kwiaty czekać nie chcą i giną po jednym dniu.
Ale się rozpisałam:))To jeszcze tylko muzyczka na dobranoc (choć kołysanka to raczej nie jest ), jakoś mi dzisiaj humor dopisuje :)))
Słodkich snów życzę :)))
Dziękuję za wszystkie sympatyczne komentarze na temat bluzeczki:))Ach,jak ja lubię takie czytać :)))
Gooocha-łączenia robiłam,że tak powiem,na czuja,też właściwie pierwszy raz i tak to sobie wymyśliłam:))
Ale ładnie to wymyśliłaś!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będziemy miały okazję zamienić we Wrocławiu parę słów. Śliczne wrzecionko :)
Serdeczności!
Fajny pomysł z mitenkami! Bluzeczka piękna.
OdpowiedzUsuńTeż lubię czytać komentarze. Miłego dnia.
nie ma tyo jak dobry pomysl...zawsze mozna jakos zaradzic na problemy...przynajmniej nie odmowilas sobie przyjemnosci spotkania...bardzo mi sie pomysl i podejscie podoba...a bluzeczka swietna...ja tez mam takie rzeczy kttore mimo lat wciaz uwielbiam i nie oddam...pozdrawiam ania
OdpowiedzUsuńŚwietne :-)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że dobrze czułaś się na spotkaniu :-)
Piękny kolor mitenek. Super pomysł :)
Sweterek śliczny. I wcale nie jest za duży dekolt :-)
Pozdrawiam serdecznie.
No to Cię kochana dopadło mam nadzieję że już jest lepiej? za to mitenki bajera bardzo mi się podobają:)) a bluzeczkę mogłabym Ci podwędzić:))) mały ale fajny skelpik co nie i widzę że czesankę kupiłaś:) pozdrawiam Viola
OdpowiedzUsuńŚwietnie to wymyśliłaś a najważniejsze jest dobre samopoczucie:)życzę zdrówka Tobie i twoim łapkom:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Marlena
Mitenki fajne, bluzeczka też świetna:) Pal licho wysypkę:))))) Najważniejsze, że spotkanie się udało :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, pal licho wysypkę (ta minie) ważne, że spotkanie się udało! Widzę, że trochę wspólnego mamy:):):) Z tymi ładnymi mitenkami świetny pomysł ... sweterek świetny a dekolt? Dopiero teraz takie noszę:)
OdpowiedzUsuńMiłego dnia całego ... i żeby wysypki Cię omijały!
Tonko, ale mnie rozbawiłaś tą historyjką o mitenkach! Po prostu rechotałam na cały dom :-)))) Nawet teraz nie mogę pisać, bo co chwilę parskam.
OdpowiedzUsuńOto elegancka dama, co to chroni delikatną skórę dłoni przed szkodliwymi promieniami słonecznymi, wdzięcznie wznosi szklanicę z piwem :-)))) Wyobrażam sobie z jaką czcią kolega myślał o Tobie. Zresztą, jak czytałam dalej, to już mi łzy ze śmiechu leciały. Twoje poczucie humoru mnie powala! A Ty też weselsza jesteś, jak przyjechałaś do domku! Musimy koniecznie się spotkać. Viola działa, czekam na znak-sygnał :-) Pozdrawiam.