Prawa autorskie

Wszystkie zdjęcia zamieszczone w tym blogu są mojego autorstwa i stanowią moją własność.Jeśli jest inaczej-wyraźnie informuję o tym.Proszę nie kopiować ich i nie rozpowszechniać bez mojej zgody.Dziękuję.

niedziela, 28 czerwca 2020

Metoda na bluzki

Co za pogoda :( 
Dzień bez burzy ,a przynajmniej bez lekkiego deszczu jest dniem straconym.Po wyborach,obiadku i kawie miała być działka ale plany jak zwykle zepsuł deszcz.W tv same znane filmy.Druty mnie dziś nudzą.Może przynajmniej post uda się napisać.
Obiecałam  Anitce z bloga Nitki Anitki opisać jak robię bluzki,te  które ostatnio prezentowałam.Nie opracuję oczywiście dokładnego wzoru,spróbuję tylko mniej więcej metodę ,prostą zresztą,opisać.Przejrzałam notatki i wynika z nich,że zaczynam, w zależności od rodzaju włóczki i wielkości dekoltu jaki chcę uzyskać, od nabrania 84 oczek  np. w tej:
lub 110/112 oczek w tych:
 abo 120 o. w tej ostatniej:

Następnie przerabiam na okrągłych drutach dodając oczka w zależności od wzoru.Obliczam je w następujący sposób:
Przyjmuję,że gdy robię raglan ,dodaję 8 oczek w co drugim rzędzie.Dziergając okrągły karczek, oczka dodaję np.w co 10 rzędzie ( w tej bluzce tak było), a więc 8 oczek razy 5 (bo co drugi rząd) daje dodanych 40 oczek ,równomiernie rozmieszczonych na obwodzie karczka.
Przerabiam w ten sposób cały karczek.Długość po prostu  co jakiś czas mierzę na sobie.Gdy uznam ją za wystarczającą (jest to od 300 do 400 oczek),dzielę oczka na 3 części-jedna część na tył,jedna na przód a trzecia ,podzielona na pół ,na rękawy.Oczka na rękawy przekładam na tymczasowe druty,przód i tył łączę ze sobą,nabierając miedzy nimi po  po 6-8 oczek na podkrój pachy ( to samo dotyczy rękawów).

Dalej przerabiam już prosto,czasem dodaję jeszcze oczka gdy uznam ,że bluzka jest za wąska.Wszystkie one mają formę trapezu-gdzieś przecież trzeba tę spożywczą ciążę ukryć ;).
 Tak sobie myślę,że ja do najszczuplejszych nie należę i szczupłe osoby być może powinny mniej oczek dodawać.
To chyba wszystko na ten temat.W razie niejasności-pytać:))

Deszcz przestał padać,trochę obeschło,może jednak skoczyć na działkę i sprawdzić co tym razem ślimaki zeżarły.Szykowałam się na suszę,gromadziłam beczki z wodą a tu pogoda spłatała mi figla.Najpierw mszyce -cały koper zeżarły.teraz ślimaki-dwa dni temu poległ ostatni ogórek.Teraz muszę czekać na następne.Na dodatek coś się dzieje na niektórych pomidorach .Przy ciągłych deszczach dziwne byłoby gdyby zdrowe były :(.

No nic,miłego letniego tygodnia Wam życzę:))

piątek, 19 czerwca 2020

Wycieczka-ucieczka-sesja

Byliście w Poznaniu? Kórniku? Rogalinie?
Pewnie tak.Ja nie,jakoś się dotychczas nie złożyło, dlatego chętnie skorzystałam z okazji żeby je zobaczyć,choćby pobieżnie.Przy okazji uciec na chwilę od obowiązków.
Wyruszyliśmy rano.Sprawa ,która była pretekstem do wyjazdu,miała być załatwiona po południu ,więc wydawało się że czasu mamy sporo.
Ale że czas,jak wiadomo,ucieka jakoś zupełnie niezależnie od naszych planów a nawet wbrew nim,tak więc do Kórnika, od którego zaczęliśmy,dotarliśmy koło 11.


Pani parkingowa od razu poinformowała nas co i jak,a więc:
auto tyłem do trawnika,
zamek jest otwarty -kasa w zamku,
arboretum od 13 (!) osobno płatne,
w międzyczasie jest jezioro ,promenada i i Szymborska.
I skasowała nas na 12 zł (ale na cały dzień ).
Dlaczego zamek od 10 a arboretum od 13?Zagadka.


Więc najpierw zamek.

Nie będę szczegółowo zamku i jego historii opowiadać,na tej stronie został pięknie opisany i tam Was odeślę.

Przy wejściu (2 bilety ulgowe-18 zł) trzeba zdezynfekować ręce i można już zwiedzać.
Zamek piękny,przepiękne podłogi jednak mało widoczne bo okryte chodnikami.
Wszystkie drzwi okolone takimi wspaniałymi portalami.
Normalnie chodzi się po nich w filcowych kapciach,jednak ze względu na epidemię kapcie zamieniono na dywany.Zrugana przez panią pilnującą,musiałam założyć namordnik.W zupełnie  pustych pomieszczeniach :).

Jak na letnią rezydencję(tak nam powiedziała jedna z pań tam pracujących,że to była taka ówczesna "dacza":))) całkiem okazały:).


Do otwarcia arboretum zostało jeszcze sporo czasu,postanowiliśmy przeczekać spacerując promenadą nadjeziorną i szukając ławeczki Szymborskiej.

Promenadę ,trzeba przyznać,mają Kórniczanie wspaniałą.

Przespacerowaliśmy się sporym jej odcinkiem zanim Panią Szymborską znaleźliśmy.

W końcu otworzono arboretum  ( 2 bilety ulgowe-14 zł).Szybki z konieczności spacer i wyjazd.


Jaśminy,wszędzie jaśminy.Nie tylko w arboretum ale w ogóle po drodze widziałam je w wielkiej obfitości.Te w parku były szczególnie piękne,pachniały-jak to jaśminy-obłędnie.
Piękny ,nieznany mi jaśmin z różowym środkiem.Pachniał delikatniej niż pozostałe.

Pierwszy dyrektor arboretum.






Azalie i rododendrony już przekwitły.Ten był chyba ostatni ale za to wyjątkowej urody.






Kazano siedzieć przy rzeźbionym w listki stoliku.No to siedziałam .

Widok na zamek od strony arboretum.
Przez to niezrozumiale późne otwarcie arboretum,stanęłam przed dylematem:albo Rogalin i tylko szybkie załatwienie sprawy w Poznaniu ,albo Poznań w nieco większej ilości.Wybrałam to drugie i pomijając  już Rogalin, pojechaliśmy prosto do Poznania.

Zatrzymaliśmy się w okolicy Starego Rynku i w sumie tylko Rynek i najbliższe jego otoczenie widziałam.Ten czas:( .

Inne części miasta oglądałam już tylko z okien samochodu,trochę się po Poznaniu pokręciliśmy myląc drogę:)).Ogólnie miasto mi się spodobało,dużo zieleni,dużo do zobaczenia.Fajnie byłoby spędzić w nim kilka dni i spokojnie pozwiedzać.

 



 Piękny ratusz ale niestety grubo za późno na koziołki.
Te do obejrzenia  w parku:).


Przerwa na obiad.
 

 


Za farą trafiliśmy na taki piękny dziedziniec.Myśleliśmy,że należy do naszej siły przewodniej w eleganckim czarnym kolorze ale okazało się ,że to urząd miasta.

Jak pięknie pająki krzew udekorowały :).








         Sorry że tak wszędzie się wcinam, psując każde ujęcie ;)
Oprócz uporu fotografa,jest też ku temu powód. Wybierając się na tę króciutką wycieczkę,włożyłam do obfocenia właśnie świeżo wydzierganą bluzkę,niemal prosto z drutów.To taka robótka z gatunku"czymś ręce przy filmie zająć".Nie mając pomysłu i czekając na wenę,wzięłam się za byle co.Byle co, bo to jakiś akryl,może z odrobiną bawełny zalegający w pudle od lat.

To było już czwarte podejście do tej włóczki i tym razem zakończone sukcesem.No prawie.Wydaje mi się trochę za krótka.Myślałam,że się nieco wyciągnie po zmoczeniu ale nie i będę ją musiała jeszcze troszkę przedłużyć.Wczoraj włożyłam bo kto wie kiedy trafi się następna okazja żeby jej zdjęcia zrobić:))Fason ten sam co poprzednio i zdaje się że wszystkie ewentualne następne będą takie same bo ten wydaje się jedynie słuszny :))

I to by było na tyle:))Słonecznego weekendu:))
U mnie raczej będzie deszczowy :(
 I pomyśleć że szykowałam się na suszę,pracowicie łapiąc w co popadnie deszczówkę :(.Wczoraj ,wracając z wycieczki ,wpadłam w potężną ulewę,na szczęście w ciągu dnia było sucho i wręcz gorąco.
P.S.
Kudły jak widać ścięte.


sobota, 13 czerwca 2020

Na lato...

....które chyba wreszcie do nas dotarło.
Z okazji pierwszego, prawdziwie ciepłego dnia i obecności (co za szczęśliwy traf :)))fotografa,wybrałam się w plener w celu obfocenia najnowszej letniej bluzeczki,którą to bluzeczkę sobie ostatnio wydziergałam.Fotograf jednak wyraził zdziwienie ,że niby po co ta (kolejna zresztą )sesja skoro przecież niczego od dłuższego czasu nie publikuję.
No  i skoro już sesja, to mam się wreszcie wziąć do roboty i ma być post!
Tak kopnięta (słownie co prawda) w zadek na rozpęd,próbuję ,choć po dłuższej przerwie to trudne jest.

Więc do rzeczy.
Kilka lat temu zrobiłam sobie szal w ładnym zgniłozielonym kolorze.Szal zadebiutował w wielkim stylu bo od razu wybrał się na  fajną wycieczkę do Amsterdamu (dla ciekawych tu , tu i tu) i Keukenhof ale,szczerze mówiąc, za bardzo się nie sprawdził.Przeleżał się w szafie kilka lat,ostatnio założyłam go ze dwa razy i ostatecznie zdecydowałam,że życie tej nitki jako szala dobiegło końca.
Do sprutego szala dodałam 5 małych moteczków innej włóczki.....

.... i powstała wspomniana już bluzeczka.
Jak już wspomniałam ,dzień był piękny,plener też....

...... i sesja wyjątkowo się udała.Trudno było coś wybrać więc trochę  tych zdjęć będzie.




 Przy okazji na sesję plenerową załapały się moje dawno uszyte lniane spodnie.Rzadko je nosiłam bo do pracy się nie nadawały a potem o nich zapomniałam.Teraz w końcu je wywlekłam z jakichś zakamarków i chętnie i z przyjemnością noszę :)).

Bluzka robiona jest od góry na okrągło.To ostatnio zdecydowanie moja ulubiona technika bo łatwo zapanować nad ilością włóczki,łatwo dodawać oczka no i szerokość łatwiej ogarnąć.Z boku fałszywy szew.

  Podczas pandemii kudły mi urosły i teraz mam dylemat:zostawić czy ściąć?

 Dekolt w ogóle nie wykańczany,po prostu nabrałam oczka i leciałam w dół,natomiast dół i rękawy mają podwójną plisę,którą ręcznie podszyłam.Tył dekoltu lekko  podwyższony skróconymi rzędami.
 Jak w ogrodzie podagrycznik jest moim wrogiem nr 2 (pierwsze miejsce dzierżą ślimaki chociaż w tym roku to chyba mszyce),tak na łące wygląda zachwycająco.

 Na bluzeczkę zużyłam ,kupionych dawno  i nie wiadomo na co ,pięć moteczków Pallino (bawełna z wiskozą) oraz jedwabny szal w nie-pamiętam-jakiej ilości.Druty nr 3.Udzierg uważam za wyjątkowo udany i to o dziwo! bez prucia.Wszystko jest w nim fajne z kolorem włącznie.Obie włóczki z lekkim połyskiem, pięknie ze sobą zagrały.
Dookoła pięknie, w dobrych humorach wracamy do samochodu a tu taki zgrzyt-wywalone śmieci :(.Ech,ludzie....

Miłego weekendu,bez śmieci ,gdziekolwiek jesteście :)))
A do mnie właśnie zbliża się burza :(.