Prawa autorskie

Wszystkie zdjęcia zamieszczone w tym blogu są mojego autorstwa i stanowią moją własność.Jeśli jest inaczej-wyraźnie informuję o tym.Proszę nie kopiować ich i nie rozpowszechniać bez mojej zgody.Dziękuję.

środa, 27 lutego 2013

Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat...

...ja wysiadam.

"Na pierwszej stacji, teraz, tu! 
Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat bo wysiadam 
Przez życie nie chce gnać bez tchu 

Jak w kołowrotku bezwolnie się kręcę 
Gubiąc wątek i dni 
A jakiś bies wciąż powtarza mi: prędzej! 
A życie przecież po to jest, żeby pożyć 
By spytać siebie: mieć, czy być?
Bo życie przecież po to jest, żeby pożyć 
Nim w kołowrotku pęknie nić 

Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat, ja wysiadam 

Na pierwszej stacji, teraz, tu! 
Już nie chce z nikim ścigać się, z sił opadam 
Przez życie nie chce gnać bez tchu 

Będę tracić czas, szukać dobrych gwiazd 
Gapić się na dziury w niebie 
Jak najdłużej kochać ciebie 
Na to nie szkoda mi zmierzchów, poranków 
i nocy."
Też macie to uczucie ?

poniedziałek, 18 lutego 2013

Szyciowo

    Naoglądałam się na blogach jak dziewczyny szyją i sama nabrałam na szycie ochoty:))Szafa pełna jest różnych tkanin,nakupiłam jeszcze ostatnio nowych,czas zacząć coś z nimi zrobić.W nadziei,że wiosna już tuż,tuż to coś na ciepłe dni a ponieważ dawno nie szyłam,zaczęłam od rzeczy prościutkich,bez wydziwiania:))

Prosta bluzka z rozciągliwej tkaniny (wykrój Burda 9/98 ),w oryginale dół jest asymetryczny jednak mi na asymetrię nie wystarczyło,tylko przód jest odrobinę dłuższy i leciutko zaokrąglony.

Kolor zielony,podobno modny,bardziej jest to butelkowa zieleń.Forma prosta ale  szycie nie ze względu na niewdzięczny materiał.Wygląda na niedoprasowaną ale idzie prosto do pralki więc się nie wysilałam z żelazkiem,materiał leżał latami i nabrał nieprzyjemnego zapachu.

Następna rzecz,też bluzka i też z dzianiny (wykrój Burda 6/2011).


Można ją nosić zapiętą ale jest przewidziana raczej jako narzutka na koszulki,strój maskujący oponę po prostu:)))


Z boku małe rozcięcia.



 U góry mały karczek krojony razem z tyłem.Guziki ze starych zapasów mało ciekawe,ale znając siebie gdybym ich nie przyszyła od razu to bluzka czekałaby na nie w nieskończoność:))


Mam jeszcze  dalsze plany szyciowe,trochę napraw ale czas mi się pomału kończy.Rozgrzebałam też trzy robótki drutowane których jakoś nie chce mi się kończyć,ech,to lenistwo:))))Pisać też mi się nie chce,zastanawiam się jak ja wrócę do pracy po tym leniuchowaniu:)))Będzie bolało,oj będzie:)))

Życzę Wam dobrego tygodnia :)) 



czwartek, 14 lutego 2013

Zima od ładniejszej strony:)

     Tak,nawet ja zauważam czasem że ją ma:)))Spacer po moim ulubionym Parku Szczytnickim otulonym białą pierzynką mi to uświadomił:))

Przy okazji po raz pierwszy założyłam  zrobiony z półtora roku temu  szal-boa-tak ja właśnie noszę swoje dzianiny,większość czasu spędzają w szafie :)))

Ale żeby za dobrze nie było to zima nieco później pokazała co potrafi,mgła,mżawka-ostrzegali że marznąca i do domu wracałam już z duszą na ramieniu bojąc się czy zdążę przed zamarznięciem.Zdążyłam na szczęście a zimy mimo jej parkowego piękna dalej nie lubię.
Aby do wiosny:)))

środa, 13 lutego 2013

Na przekór zimie...

....zrobiłam sobie letni naszyjnik:))Nici lniane plus szklane koraliki.






Miłego popołudnia i przyjemnych Walentynek Wam życzę:)))

Serdecznie witam nowe obserwatorki,jest mi bardzo miło gościć Was u siebie:))

wtorek, 12 lutego 2013

niedziela, 10 lutego 2013

Karakuły

      Rozleniwiłam się tak bardzo,że nie wydziergałam kompletnie nic.Zaczęłam jakąś robótkę i dłubię nie do końca mając jasną wizję tego co to ma być.W każdym razie częściowo składać się będzie z szydełkowych elementów  a reszta drutowana.Tak ma być a co będzie to wielka niewiadoma:))
Na razie powstają elementy.Mam nadzieję,że wyjdzie to co myślę bo pruć się tego raczej  nie da.


Nie mając nic nowego postanowiłam pokazać coś starego i nie drutowanego, ale z całą pewnością będzie to moja ręczna praca.
    Kilka lat temu,pracowałam w pewnej rodzinie.Pewnego dnia z panem domu,mocno starszym człowiekiem,grzebaliśmy w szafie na strychu  czegoś tam szukając.Szafa pełna była starych okryć wierzchnich obojga.Okrycia były prawie tak stare jak właściciele i  właściwie kwalifikowały się do wyrzucenia.Dziadek Franz w nastroju jakoś rozdawnym był (a nie zdarzało się to przesadnie często) i usiłował wcisnąć mi jakieś stare szmaty.Migałam się jak mogłam od przyjęcia "prezentów" ale ponieważ lubiłam drania (bo to drań był:))) ,widząc jak bardzo jest zachwycony własną hojnością i nie chcąc sprawiać mu przykrości,w końcu przyjęłam dwa -starą kurtkę i stare karakuły:))
Kurtka wylądowała z miejsca w śmietniku,futro na pierwszy rzut oka też na śmietnik się kwalifikowało ale  nie było go gdzie wyrzucić tak,żeby ofiarodawca się nie zorientował.Leżały sobie więc te karakuły i przeszkadzały.Przekładając je z miejsca na miejsce zaczęłam się im w końcu bliżej przyglądać.Futerko miało okropnie wyleniały przód i rękawy,długość ni w pięć ,ni w dziesięć,mocno przykrótkie rękawy,ohydny kołnierzyk z jakiegoś jasnego zwierza i kompletnie rozłażącą się podszewkę.
Przy bliższych oględzinach,przez dziurawą podszewkę dojrzałam,że futro pozszywane jest z małych kawałków ,wcześniej tego nie wiedziałam,że tak się je robi.Na ten widok zapukało mi coś w głowę jak pomysłowemu Dobromirowi:)))Kawałeczki?!To może da się wyciąć wyleniałe miejsca i wstawić łatki.
Czasu miałam sporo i tak zaczęła się zabawa:)))
Futro zostało skrócone do długości 3/4.Kołnierz wywaliłam,z obciętego dołu ,który był w dobrym stanie uszyłam stójkę,przedłużyłam krótkie rękawy a potem chyba z miesiąc wycinałam wyleniałe miejsca i wstawiałam łatki z reszty dołu.Wystarczyło akurat:))
Muszę zaznaczyć,że to wszystko RĘCZNIE!
Na końcu wszyłam nową podszewkę,ze starej wycięłam tylko ozdobny szlaczek i naszyłam go na nową.
I w ten sposób stałam się właścicielką ładnego futerka z karakułów,które mogę nosić bez wyrzutów sumienia bo nie ja przyczyniłam się do mordowania zwierząt:)
Nie mam niestety zdjęć futra w pierwotnym stanie , tak wygląda obecnie.




 Kieszenie zostały oryginalne,zbyt dużo zachodu wymagałyby,wymieniłam tylko porwane płócienko wewnątrz.



A tak wygląda na ludziu:)




Dziadkowi Francowi na widok mnie w nowe-stare karakuły  odzianej opadła szczęka.Ze zdziwieniem spytał :
Eeee...czy to jest to futro ode mnie?
Dziadek był okropnym  skąpcem i jego mina wyraźnie świadczyła,że w tym momencie pomyślał-jak ja mogłem takie dobre futro wydać i pożałował swojej rozrzutności :)))A ja się cieszę,że nie zdążyłam go wyrzucić:)))

Tak,a teraz wystrojona w ciepłe futerko idę do przyjaciółki na obiad:))
U mnie zimno i popaduje to białe.....no,ten śnieżek znaczy się :)))

Miłego popołudnia:))


poniedziałek, 4 lutego 2013

To i owo:)

   Zaabsorbowana trochę rodziną,trochę nadrabianiem towarzyskich obowiązków a trochę pomysłami na poprawę funkcjonalności mojej życiowej przestrzeni , nie mam jakoś czasu na pisanie, a i z robótkami idzie mi marnie.
  Dużo czasu zajmuje mi wnuczek,któremu się raptem odmieniło i życzy sobie nader częstych kontaktów .Nie żebym narzekała z tego powodu,o nie:)))Sprawia mi to dużo radości  a trzeba się wnukami nacieszyć póki są małe bo duże już niekoniecznie z babcią chcą spędzać czas:)))
   Usiłuję też przeorganizować moje maleńkie lokum żeby zyskać trochę miejsca i latam  po  marketach szukając potrzebnych materiałów..Dzisiaj cały dzień poświęciłam na wybór,zakup,lakierowanie i przygotowanie do powieszenia nowych półek.Jutro będzie montaż a następnie przewracanie wszystkiego do góry nogami żeby na nowo to uporządkować :))A na końcu już tradycyjnie po porządkach nie będę mogła niczego znaleźć:))

   Z nowości udziergała się kolejna czapka dla Pirata,groźny dinozaur z kolcami,z których to kolców najwięcej uciechy było.Jak dla mnie to ta czapka  dinozaura jakoś dziwnie mało przypomina ale jak najwyższa instancja zadowolona to jest ok:)))


A że zadowolona to widać:)) I straszył nas ten dinozaur:)))


Apetyt młodego na babcine dziergadła nie osłabł.Na razie nie muszę dziergać dalszych  potworów ale jest inne zamówienie.Na stwierdzenie drugiej babci,że podarły się kapcie i musi mu nowe kupić,Iwo odparł"Nie kupuj,babcia Tosia mi zrobi".No i co,mam jakiś wybór?

Na razie jednak nie chce mi się tych kapci rozliczać,na inne robótki nie mam pomysłu a może raczej ochoty,ręce jednak czymś zająć trzeba.Tak powstały kolejne zamotki:))


Jeszcze przed wyjazdem z Niemiec powstała szydełkowa spódniczka,całkiem o niej zapomniałam.Włóczka to akryl,nie wiem ile tego zużyłam.



Spódniczka zapinana w pasie na jeden guzik,bez podszewki,pomyślana jako mini spódniczka do getrów czy czegoś w tym rodzaju.Nie dla mnie rzecz jasna:))))


Grzebiąc w starych fotografiach wyciągnęłam ich kilka na światło dzienne:)))Oto dowód ,że w latach siedemdziesiątych  już dziergałam:)))Sadząc po moim mocno sfatygowanym wyglądzie ,było to tuż po urodzeniu drugiego syna,który nie miał zwyczaju sypiać po nocach:)))A ja prawdopodobnie coś dla niego modziłam:))


I to by było na tyle:)))   Dobrej nocy Wam życzę:)))