Prawa autorskie

Wszystkie zdjęcia zamieszczone w tym blogu są mojego autorstwa i stanowią moją własność.Jeśli jest inaczej-wyraźnie informuję o tym.Proszę nie kopiować ich i nie rozpowszechniać bez mojej zgody.Dziękuję.

sobota, 19 października 2019

Bluzka nie na upały

     Swojego czasu nakupiłam worek włóczek w Aniluxie.
Część np.tę włóczkę już wyrobiłam a reszta zalega,zajmuje miejsce i najwyższy czas coś z nimi zrobić.
Między innymi mam jeszcze sporo Sonaty.
Z worka wyciągnęłam dwa odcienie zieleni.Było tego dwa motki jasnej i cztery motki ciemniejszej.Nie chciało mi się dłubać tej cienizny pojedynczo,postanowiłam połączyć nitki i wyrobić w ten sposób wszystkie 6 motków.Robiłam ją na drutach chyba nr 6,nie zapisałam od razu i oczywiście zapomniałam.Zawsze to samo,wydaje mi się ,że no przecież zapamiętam a już po kilku dniach pustka w głowie.Ot,sks.

Druty dość grube bo chodziło o to ,żeby  nie była to sztywna blacha, a dzianina dość przewiewna pomimo swej grubości.

Nie trafiła się ,niestety,okazja żeby jej jakąś sesję zrobić,zdjęcia będą tylko lustrzano-manekinowe .
A'propos lustra,na wszystkich zdjęciach widać białą plamkę w tym samym miejscu,na wysokości mniej więcej mojego brzucha.Nie znaczy to,że lustro jest brudne lecz lustro jest stare,należy do znalezionej w komisie wiekowej toaletki  i taka to jej nieco felerna uroda:))).
Bluzeczka robiona od góry bo to jednak najlepszy sposób kontrolowania ubytku włóczki.No i najwygodniejszy do mierzenia szerokości "po drodze".Do dołu jest lekko poszerzana z wiadomych względów ;).Dół rękawków lekko przymarszczony  by nie odstawały.

   Chuda jest chuda,gdzie jej tam do moich okrągłości , tradycyjnie wszystko na niej wisi jak na kołku ;)

Mimo swej wagi nosi się bardzo fajnie.Sonata ma bardzo przyjazny skład bo to 70% bawełny a reszta  wiskoza.Nie jest,co oczywiste,bluzką na upały ale przy normalniejszych temperaturach sprawdzała się doskonale.Lubię i chętnie noszę:)).

Słonecznej niedzieli:)

poniedziałek, 14 października 2019

Jesienny park....

.....jest doprawdy zachwycający.
I tak wspaniale współgra z melancholią i smuteczkami.





 Chyba ostatnie silne wiatry zwaliły duży konar drzewa.
I mocno przetrzebiły liście.
 Jak się dobrze przyjrzeć,to w oddali widać wieżę zamku gdzie pętał się ostatnio mój szal-potwór.





Miłej jesieni :))Nie nazbyt smutnej.

sobota, 5 października 2019

A mnie jest szkoda lata

"Za oknem szaro,smutno,
A jeszcze przed miesiącem
Pogoda,zieleń,słońce,
Naprawdę żal."
     Lato się skończyło,za oknem dokładnie jak w piosence,a ja nie zdążyłam pokazać sukienki  właśnie na to lato uszytej.
Od niepamiętnych czasów biegałam w portkach a teraz zachciało mi się w kieckach latać.W ogóle mam wrażenie,że od jakiegoś czasu sukienek,do niedawna niemal zupełnie nieobecnych, widuje się na ulicach coraz więcej .

Kupiłam kiedyś,nie wiem po co,kawałek  sukienkowej tkaniny.Nie dość,że nie wiem po co ,to jeszcze na dodatek w zupełnie nie moich kolorach i na domiar złego chyba to poliester. Jakaś pomroczność jasna czy co?



Przy okazji szycia  tych bluzek  przyszło mi do głowy,że ten sam wykrój można by wykorzystać też na sukienkę.W ręce wpadł mi ten kawałek tkaniny,nie był za duży ale na prostą sukienkę powinien wystarczyć.

I wystarczył.


Nawet udało mi się wygospodarować jedną kieszeń w szwie bocznym,bo jak przecież wszystkim  wiadomo, kieszenie to ja  pasjami....;)

Sukienka zupełnie prosta,z zaszewkami tylko na biust,zaopatrzona w rozporki gdzie się da czyli z boków i z tyłu,bo ma być przecież na lato a więc przewiewnie.


Wykończona jest moim ulubionym i najprostszym sposobem  czyli lamówką.
I pomimo tych nie moich kolorów,tego (chyba) poliestru noszę i jestem zadowolona.Okazała się być całkiem przewiewna  i przyjemna w noszeniu.Chociaż może to nie poliester a wiskoza?A zresztą to obojętnie :))).

No i pozbyłam się kolejnego kawałka materiału z zalegającej kupy :)))Kupy materiałów oczywiście:)))

I znów te klapki :))))No co ja pocznę,że je uwielbiam i ubolewam,że już na nie stanowczo za zimno:)))


wtorek, 1 października 2019

Przygody kolorowego motka

     Był sobie motek kolorowej wełny.
Najstarsi ludzie już jej nazwy nie pamiętają,mgliście sobie tylko przypominając,że przyjechała od Włóczek Warmii.Możliwe że była to Justa,Leżał sobie ten motek i leżał,od czasu do czasu tylko wyglądając na światło dzienne z nadzieją,że to już,że to tym razem zostanie  przerobiony na coś niezwykłego.Niestety z rozczarowaniem wracał do pudła bo właścicielka zupełnie nie miała na niego pomysłu.Aż tu pewnego wiosennego dnia niespodziewanie został z pudła wyciągnięty,zapakowany wraz z innymi,równie jak on zapomnianymi  motkami do torby i wyruszył w długą podróż.
Okazało się,że właścicielka postanowiła wreszcie coś z nim zrobić zanim go mole w tym pudle zeżrą.Ale co?!Różne były pomysły aż w końcu stanęło na paskoszalu.Tyle,że jeden motek to jednak było dużo za mało dokupiła więc motek beżowej Regii.Okazało się,że dwa motki to też jeszcze za mało,doszła więc jeszcze jedna Regia.
I wyszedł potwór:))
Nie bardzo wiedziałam czy mi się to szalisko podoba czy też nie.Wyprałam,wysuszyłam,decyzję co do podobania się zostawiłam na powrót do domu.Ponieważ akurat zrobiło się ciepło i ruszyły prace ogrodowe,szalisko ciepnięte do szafy czekało na zmiłowanie.Zmiłowanie nadeszło niedawno.Wywlokłam to to z szafy,obwiązałam wokół Chudej w celu dokumentacji i.....spodobało mi się:)))
No skoro już tak,to może by mu tak  jaką sesję machnąć?Akurat dziś była okazja tylko jakoś późno się zrobiło i słonko za murami,ale spróbujemy.
Ruszyliśmy w plener,biorąc ze sobą Potwora i babcię.Babcia sobie spacerowała w ładnych okolicznościach przyrody a ja miotałam się z szalem szukając natchnienia:))).
A było się gdzie miotać,bo w urokliwym miejscu byliśmy:))
W końcu Potwór mając dość mego niezdecydowania sam wybrał się na zdjęcia.Poleżał sobie na murku,
 spróbował czy może lepiej będzie na tymże murku powisieć....
 ....a następnie przeniósł się na drzewo.

 Chciał zwiedzić zamek ale brama była zamknięta.

 Ruszył więc podziwiać okolicę z punktu widokowego.

Żeby lepiej widzieć,wlazł na gałąź.Ktoś chciał go powstrzymać i sam o mało nie stoczył się w dół:))).

Więc wisiał sobie powiewając na wietrze dopóki mu się nie znudziło.

Nie chcąc wracać owinął się wokół dziupli....

....ale daliśmy sobie z nim radę:)).



 Po trudach sesji poodpoczywał sobie jeszcze na łące.....


.....udając węża gdy chcieliśmy go zabrać.

Ale udało się w końcu gada zapakować z powrotem do torby i szczęśliwie wrócić do domu:))




 P.S.
Wyszło na to,że aby pozbyć się jednego motka dokupiłam dwa,ot oszczędność made in tonka ;)