Prawa autorskie

Wszystkie zdjęcia zamieszczone w tym blogu są mojego autorstwa i stanowią moją własność.Jeśli jest inaczej-wyraźnie informuję o tym.Proszę nie kopiować ich i nie rozpowszechniać bez mojej zgody.Dziękuję.

wtorek, 29 lipca 2014

Burzy się

     U Was też?Bo tutaj kotłuje się jak w garncu.Jest mglisto,duszno,parno,wilgotno i gorąco.Burzę słychać niemal nieustannie,pomrukuje wokół groźnie.Ponieważ się ostatnio nieco zasiedziałam,wybrałam się pomimo niepewnej pogody na przejażdżkę rowerową.

Wyjątkowo gwałtowna nawałnica  jaka przeszła tędy w Zielone Świątki  spowodowała w Düsseldorfie i okolicy ogromne szkody,szczególnie w drzewostanie.Wciąż można zobaczyć powalone drzewa.


Lasek który kiedyś wyglądał tak....
....teraz wygląda tak:



Z daleka wyglądało,że dalej nie przejedziemy ponieważ na drodze leżało powalone drzewo.Jednak Niemcy nie byliby Niemcami gdyby zostawili drogę rowerową nie przejezdną.Zrobili objazd dookoła drzewa:))



Wycieczka zapowiadała się bardzo miło....
....gdy nagle złośliwa pogoda podesłała nam kolejną burzę :(((Trzeba było się szybko ewakuować,bo burze ostatnio jakieś wyjątkowo wredne są.
I po wycieczce :(((
A burza postraszyła,zobaczyła,że zwiałyśmy  to poszła sobie dalej:))
Wracam więc do "dziania":))A "dzieje" się to
i to
Bliżej jednak opiszę przy innej okazji bo muszę uciekać.Burza zobaczyła że na dworze siedzę i wraca:((A ja wewnątrz nie mam połączenia z siecią:(

Jeszcze tylko jedno.Pamiętacie mój zaginiony list ?Otóż odnalazł się,wrócił do nadawcy z adnotacją ,ze mnie tam , czyli pod podanym adresem nie ma (sic).Adres (ku mojej uldze,bo już myślałam że to moja wina) był jak najbardziej prawidłowy ,list najprawdopodobniej w ogóle nie dotarł do miasta przeznaczenia.Okazuje się,że niemiecka poczta nie jest aż taka perfekcyjna jak dotąd myślałam i powtarzam radę:nie wysyłajcie do Niemiec poleconych.

A pokazuję rzeczony list ze względu na znaczki.Czy to list z Polski czy z Watykanu?!To u nas już w ogóle nie ma świeckich znaczków?To już kolejny list cały obklejony wizerunkami księży i kościołów.A takie piękne mieliśmy kiedyś....Ech...

Miłego dnia:)))

piątek, 18 lipca 2014

Minimalistycznie

    Coś się ulęgło:))
Prościutka bluzeczka ,pomyślana jako mini-żakiecik do koszulek na ramiączkach.


    Jak chyba wszystkie z nas,maniaczek,mam mnóstwo zapasów włóczki ,zalegających wszędzie.Jak niemal wszystkie, wciąż kupowałam nowe bo mi się spodobały,bo okazja,bo......bo każdy pretekst jest dobry żeby sobie nowe moteczki kupić :))))Rzadko kupowałam z myślą o konkretnym projekcie,raczej "bo ładna", myśląc "na coś się przyda"i "coś się z tego zrobi" i w ten sposób zapasy rosły a same wiecie,że jak przyjdzie co do czego ,to i tak kupujemy nowe włóczki bo akurat tej potrzebnej w zapasach nie ma:))Już jakiś czas temu postanowiłam z tym skończyć.W miarę możliwości wyrobić zapasy,pozbyć się niepotrzebnych a kupować tylko na konkretny projekt.Żadnych przydasiów.I tego się trzymam.Doszło do tego,ze pierwszy raz oddałam do sklepu już zakupione moteczki!Kupiłam po 4 moteczki bawełny na dwie torebki na zamówienie a jedna okazała się nie w tym kolorze.Normalnie wrzuciłabym do pudła bo na coś się przyda, ale na co?Po co mi 20 dkg bawełny w nie moim kolorze? Z bólem serca(bo jak to tak?) ale konsekwentnie zwróciłam je do sklepu  :( Sorry Makunko za kłopot.
A co to ma wspólnego z żakiecikiem?A to ,że z zapasów wyciągnęłam kolejną po po zielonym Lino włóczkę w celu pozbycia się tychże zapasów.
Włóczka ( Tussor z Gruendl-Wolle )zakupiona okazyjnie (czyt.z przeceny:)) przed kilku laty nie wiadomo na co(bo na coś się przyda:)).Kolor dziwaczny,majtkowy jakiś ,skusił mnie chyba skład -45% jedwab,32% bawełna i 23% poliamid.Ten jedwab szczególnie:)))Włóczka okazała się sznurkowata,niezbyt cienka-50g/100m,opleciona jakby siateczką która niesamowicie się zaciąga.
 

Długo się zastanawiałam co można z niej zrobić,miałam tylko 30 dkg a ja do najmniejszych nie należę,dwa razy zaczynałam i prułam a w końcu stanęło na czymś rozpinanym.Tak naprawdę bluzka jest bez zapięcia,może doszyję jeden guzik u góry ale w zasadzie nie zamierzam jej  zapinać,zresztą jest na to za wąska,chyba się też nieco skurczyła w praniu .Robiona od góry na drutach 3,5 ściegiem pończoszniczym.Jedyną ozdobą jest rząd dziurek biegnący dookoła.Całość wykończona naturalnie ulubionymi rakowymi:))
 Myślę,że mimo majtkowego,nijakiego koloru będzie się nadawała do noszenia.I tak mam kolejny nowy ciuch i wyrobioną kolejną zalegającą włóczkę:))

Miłego weekendu:)))
U mnie słońce praży a wokół trwają żniwa co skutkuje tym,że wszystko zasypane jest słomianym kurzem:))

sobota, 12 lipca 2014

Koniec wakacji

     Wszystko co dobre kończy się dziwnie szybko,urlop też.A może urlop szczególnie:))Mój niestety też dobiega końca :(Jeszcze pozbierać i spakować porozrzucane wokół klamoty,ogarnąć auto z kurzu leśnych dróg i nadmorskiego piasku,"niedźwiedzia "z familią i w drogę.
A było tak miło....

Lubię Szwecję z jej dziką przyrodą.




Wokół lasy,jeziora,rzeki i niewielu turystów .Urocze,pochowane w lasach  domki pomalowane na tak charakterystyczny dla Skandynawii ,czerwony kolor.


"Oryginalna farba w kolorze czerwieni wyrabiana jest od 1764 roku z pigmentów zawartych w produktach ubocznych, rodzaj szlamu, kopalni miedzi w Falun w hrabstwie Dalarna.
Szlam to ponad dwadzieścia minerałów, między innymi krzemian żelaza, dwutlenek krzemu, miedź, cynk, ale również śladowe ilości aluminium i ołowiu, które mogą być trujące. Dlatego do farby załączone jest ostrzeżenie przed malowaniem nią powierzchni dostępnych dla dzieci, które (o zgrozo) mogłyby je lizać.
Szlam jest płukany, przesiewany i wypalany a potem mielony aż do uzyskania miałkiego pigmentu. Ten z kolei gotuje się z wodą, żytnią mąką i olejem lnianym i w ten, niezmieniony od lat 1920, sposób powstaje sławna farba.
Zależnie od temperatury wypalania pigmentu uzyskuje się różne odcienie czerwieni, od wpadającej w czerń, przez ciemną, uznawanej za klasyczną, do jasnej i jaskrawej. Różne odcienie były popularne w różnych okresach. Współcześnie produkowana jest także ciemna zieleń z Falun. Jest mieszanką czerni i ochry. Wszystkie te kolory mają niespotykaną głębię. I chociaż farby są aksamitnie matowe w  promieniach słońca połyskują  drobinami krzemu, a w ciepłym świetle późnego popołudnia nabierają intensywności, czasami wręcz świecą."
źródło :http://tytuurzadzisz.pl/falu-rodfarg-czerwien-z-falun/

Niestety nie miałam szczęścia i nie było grzybów,które uwielbiam zarówno zbierać jak i zjadać.Udało się tylko nieco kurek uzbierać i 1 kozaka:))
Za to były jagódki,poziomki i już widać dojrzewającą żurawinę :))
Trochę szwendania się po okolicy a że morze odległe o "rzut beretem"więc głównie tam :))
Torekov

Torekov

Torekov

Dalej Båstad,miasteczko letniskowe 
Spacerując po kamienistym wybrzeżu ze zdziwieniem  poczuliśmy intensywny ,bardzo przyjemny kwiatowy zapach.Ze zdziwieniem bo np.zapach jaki poczuliśmy  w Torekov,choć mu nie zbywało na intensywności to przyjemnym w żadnym razie nie można go było nazwać:))Początkowo nie mogliśmy dojść co to jest aż dotarliśmy do miejsca gdzie bujnie rósł wiciokrzew pomorski .    
  Båstad jest znane z rozgrywanego tutaj na kortach ziemnych od 1948r turnieju tenisowego SkiStar Swedish Open.W tym roku rozgrywany jest właśnie teraz stąd miasteczko dość zatłoczone bo i "zwykłych"letników mnóstwo.Wśród nich można tu (podobno) spotkać Joannę Liszowską,gdyż jej mąż posiada(ł?)tu letnią rezydencję .

Można też zobaczyć wojenne "pamiątki"w postaci bunkrów przy morzu.



Wizyta w Laholm
Szwedzkie miasta wydają mi się  podobne do niemieckich,też takie porządne,czyste,zadbane.

Laholm leży nad rzeką Lagan skąd wędkarze wyciągają np.wspaniałe łososie.Ale nad tą rzeką zafascynowało mnie co innego,a mianowicie fakt ,że znajduje się przy niej 21 elektrowni wodnych.Działających rzecz jasna!Laholm ma też swoją ,miejską.

Chodnik świeżo obsadzony bukami i......pomidorami:))



Jako się rzekło morze w zasięgu ,więc nie można sobie było odmówić kąpieli i plażowania.Czasem wyglądało to tak:)))
A czasem tak:)))

Na wiele plaż można wjechać samochodem i Szwedzi chętnie wjeżdżają,parkują nad samym morzem i piknikują.Też korzystałam z tej możliwości -podjechać,kąpiel w morzu,w samochód i z powrotem:)))
Nie zawsze włączała nam się "szwendaczka",czasami przesiedziało się spokojnie w ogrodzie pod brzózkami,wśród kwiatów,bujając w obłokach:)))I popijając np.pyszne ,owocowe,produkowane w Halmstad piwko:))

A wieczorową porą spacerek z pieskiem:))



Urlop bez robótek byłby jednak jakoś niepełny tak więc machnęłam grube skarpeteczki,skończyłam wreszcie drugą firankę ......
....i zaczęłam kolejną robótkę:))
Zwłaszcza,że nie zawsze było słonecznie,czasem było tak:))

I jeszcze na koniec pochwalę się prezentem jaki otrzymałam:)


I po urlopie :(
 Idę się pakować :(