Prawa autorskie

Wszystkie zdjęcia zamieszczone w tym blogu są mojego autorstwa i stanowią moją własność.Jeśli jest inaczej-wyraźnie informuję o tym.Proszę nie kopiować ich i nie rozpowszechniać bez mojej zgody.Dziękuję.

piątek, 27 października 2023

Wesołe jest życie....

     Cytatu z piosenki nie kończę,bo  tak całkiem staruszkowo to się jeszcze nie czuję,a przynajmniej nie zawsze.Jednak dzisiaj wstałam późno i niechętnie po nieprzespanej nocy,za oknem mokra i ponura, pomimo całego złota ,jesień,pozwólcie więc że sobie trochę ponarzekam.

        Coś mi było  w biodro wlazło,wlazło i siedzi i może to biodro właśnie pobolewając nie daje mi spać po nocach .Choć nie wykluczam też doniosłej  w tym roli obżarstwa,które to obżarstwo dopada mnie od czasu do czasu w długie wieczory,gdy nie mam co robić.A wczoraj ,no przyznam się,dopadło bo chwilowo nie mam zajęcia dla rąk.Sweter ,który dłubię już od dłuższego czasu, sprawia mi kłopoty.

Zwiesiłam się na plisie zapięcia więc tymczasem go blokuję w nadziei ,że potem będzie łatwiej.Tak więc sweter schnie a ja nie chcąc zaczynać nic innego,dorwałam się przy serialu do czekolady i czegoś tam jeszcze, no i zostałam ukarana.Większości nocy nie przespałam a gdy już przysnę nad ranem ,swoje harce zaczynają koty.

Jedno wędruje sobie przeze mnie w tę i nazad,drugie ,jak już sobie udepta kołdrę,uwali się przygniatając ją, a w międzyczasie oboje trzeba trochę pomiziać.Taki codzienny poranny koci rytuał:).

Biodro to jedno, jeszcze wcześniej wlazło mi coś w kolano i wyleźć też nie chce. I tak sobie kuśtyk,kuśtyk,kuśtykam zanim się rozruszam.Kolano wkurza mnie z innego powodu,oprócz pobolewania ma się rozumieć.Otóż kupiłam sobie wiosną nowy rower w nadziei,że znowu sobie pojeżdżę i trochę się rozruszam.Nie jeździłam bowiem na rowerze odkąd mamie się pogorszyło i bardzo zardzewiałam.

Kiedy jeszcze jeździłam.
Cała happy dorwałam się w pewien wiosenny piękny poranek do roweru z zamiarem pojechania na działkę ,pojechałam kawałek i... napadła na mnie górka a okazało się,że górek to moje kolano zdecydowanie nie toleruje.Tak więc poprowadziłam rower na tę działkę,pod górkę oczywiście,zjechałam sobie fajnie z powrotem i okazało się,że tylko tak właśnie mogą wyglądać moje rowerowe wycieczki.Chodzenie jest w miarę ok ale jazda na rowerze zdecydowanie odpada.Po kilku takich próbach zniechęciłam się zupełnie.:(
Zamienić na elektryczny?Czy może od razu elektryczny ale wózek.:(


A trzeba Wam wiedzieć,że górek to ci u nas dostatek.Właściwie to miasto z samych górek się składa.

Jak żyć? 

Oczywiście i kolano i biodro leczę metodą"samo wlazło,samo wyjdzie",sporadycznie wspomagając się metodami naturalnymi lub czasem jakąś maścią.Ale coś czuję,że się złamię i sięgnę po NLPZ bo to biodro to chyba jakieś zapalenie jest.Bo lekarzy to ja unikam jak ognia i nie dlatego,że im nie ufam(choć niektórym nie ufam rzeczywiście),ale z wielkiej nieśmiałości mej.Okropnie czuję się skrępowana tym wywnętrzaniem się,denerwuję się a tym samym zapominam po co przyszłam i cała ta sytuacja to ogromny stres, a stresów jak wiadomo unikać należy :). Niestety będę musiała jednak udać się do okulisty.Moja fryzjerka zauważyła jakieś zasinienie na moim oku,przy bliższych oględzinach okazało się że na obu coś takiego się zadziało.Niedługo nie dość,że kuśtykająca to jeszcze może ślepa będę.:(

Zrobiłam sobie przerwę w pisaniu bo mi się przypomniało,że kartofli nie mam na obiad.Chciał nie chciał trzeba było na targ się pofatygować.Tymczasem też i słońce na świat wyjrzało i zrobiło się zdecydowanie przyjaźniej.

Przyjechał też kurier z zamówioną drukarką,nad którą to spędziłam całe popołudnie usiłując ją zainstalować.Bez powodzenia niestety.To znaczy niby działa  ale przedtem kamerka a teraz drukarka nie dogaduje się z moim wi-fi.Pogadałam z panami w T-mobile,obiecali jeszcze jakieś ustawienie zmienić i może zadziała.Jak nie to trzeba będzie dzwonić do dostawcy albo zwrócić.Będzie to druga  już, bo jedną już zwróciłam -okazało się że ma wymagania co do systemu,których ja nie miałam ochoty spełniać i odesłałam dziadówę.Teraz kolejna ma jakieś fochy.
No,jak żyć?
 Gdy po walce z drukarką usiadłam do laptopa i otworzyłam blogera ,zobaczyłam coś takiego.
Zdębiałam.Myślałam,że całość posta poszła w diabły ale nie,na podglądzie wszystko jest ok i tylko w wersji roboczej zdjęcia zamieniły się w to dziwadło.Następne wrzucane też są w tej formie!Coś ja zrobiłam?Ktoś wie?To jakaś masakra.:((
Nawet blog się zbiesił,no i jak żyć?

Uff...
Przypadkiem wpadłam na to co się stało i blog wrócił do normalności,całe szczęście.A w międzyczasie przyszło skierowanie do okulisty,sprawdziłam kolejkę na stronie - 37 dni.Jak dożyję to się załapię,mogło być gorzej:):)Tymczasem zrobiłam sobie krople do oczu z DMSO polecane przez naturoterapeutów,zobaczymy czy jakoś zadziała .

W sumie to chyba już starczy tych narzekań.Jutro też jest dzień :))
Spokojnego jeszcze październikowego weekendu:) 

wtorek, 24 października 2023

W październiku

        W październiku  ale przed dwoma laty rzecz się działa.

    Kiedyś tam, podczas porządków w udziergach ,powyciągałam wszystkie te nienoszone i bez widoków na noszenie.Z różnych powodów zresztą.Niektóre poszły do ludzi,niektóre do kontenera a niektóre do recyklingu w nadziei że coś można jeszcze z nich wymodzić.I w ramach tegoż zostało sprute nienoszone ponczo i jeszcze bardziej nie noszony szal,który zresztą był przeróbką już zupełnie nie noszonego Cosia .


Uznałam,że obie włóczki,choć zupełnie różne, mogą się ładnie razem skomponować w jednym swetrze.Nie chcąc zostawiać resztek dziergałam w całości od góry,co zresztą jest moją ulubioną metodą No i powstał długi sweter albo tunika albo sukienka-co kto chce.
A resztki i tak zostały.
Sweter zrobiony przed dwoma laty,w październiku właśnie.Jak ten czas leci,myślałam że przed rokiem.Oczywiście nie pamiętam żadnych szczegółów ,drutów itd.



Ściągacze z oczek przekręconych ,przy stójce i rękawach ściągacz zakończony czterema (rękawy) i dwoma(stójka) rzędami ściegu pończoszniczego.
Na bokach fałszywy szew.

Sweter cieplutki,lubiany i chętnie noszony. Na tę porę roku idealny.
I chyba nawet nic przy nim nie prułam!:)))

Popatrzcie!Październik a jakby wciąż trwało lato :).

Niech ten ciepły ,złoty czas trwa jak najdłużej :).


czwartek, 19 października 2023

Stolik kawowy

 Były druty,było szydełko,było szycie to teraz kolejna odmiana.

A konkretnie chodzi o stolik,stary kawowy stolik z Ikei.Na zdjęciu poniżej można zobaczyć,że blat stolika jest bardzo sfatygowany( tu już zaczęłam go szlifować) a w dodatku ten kolor!Nie cierpię przecież tego koloru.


Wkurzał mnie tym swoim wyglądem długo , w końcu  nie wytrzymałam i postanowiłam go przemalować.Stanęło na jedynie słusznym kolorze czyli oczywiście szarym.Ale chciałam go też trochę uatrakcyjnić bo tak po prostu tylko przemalować to było mi stanowczo za mało.Wymyśliłam sobie decoupage ,a co .Co z tego,że nie umiem i nigdy tego nie robiłam:)).W przydasiach mam trochę serwetek właśnie z myślą,że kiedyś tego decoupage spróbuję.Znalazły się też całkiem odpowiednie nie tylko kolorystycznie ale i a'propos moich zainteresowań,czyli we wzory dziewiarskie.

No i zaczęły się schody bo  naklejanie całych serwetek  okazało się niemałym wyzwaniem.
Do tego trudno było się opędzić od usiłujących pomagać kotów.
Na porządki proszę nie zwracać uwagi bo perfekcyjną panią domu to ja z całą pewnością nie jestem,zresztą głowę akurat "twórczością" miałam zajętą ;)).Widać tu też moje nieudolne próby ochrony foteli przed kotami.Biorąc kociaki do domu niby zdawałam sobie sprawę,że to będzie mały armagedon  ale w swej nieskończonej naiwności miałam nadzieję,że zdołam jakoś ochronić skórzane fotele przed zapędami tych dwojga.Próbowałam to robić, okrywając je czym popadło a to nie dość że wyglądało oględnie mówiąc średnio,to oczywiście skutek odniosło żaden.Walka była nierówna i z góry skazana na niepowodzenie bo kociaki były sprytniejsze.W końcu odpuściłam,mogą sobie drapać do woli i tylko się zastanawiam w jaki sposób samodzielnie zmienić obicia na kocioodporne.Coś wymyślę:)).

Jakoś jednak ,klnąc w żywy kamień na swoje głupie pomysły,w końcu się z tym uporałam.Serwetki nie nakleiły się idealnie ale jakby się tak za bardzo nie przyglądać,to wyszło zupełnie nieźle.
Koty oczywiście na zmianę testowały wytrzymałość lakieru:)).
Stolik pomalowałam farbą akrylową,po naklejeniu serwetek polakierowałam ,chyba trzykrotnie,akrylowym lakierem.
Działo się to przed dwoma laty i póki co trzyma się dobrze.

I nie pytajcie proszę ,dlaczego po prostu nie kupiłam nowego, przecież to nie był jakiś niebywały wydatek.Sama nie wiem :)).Ja po prostu lubię sobie życie utrudniać:).
No i nie myślcie sobie ,że na tym się skończyło.To była pierwsza z serii przeróbka mebli bo potem wpadłam w ciąg i będą kolejne:)).Ale o tym którąś następną razą.

A tymczasem za oknem coraz więcej jesieni.


piątek, 13 października 2023

Kłopotliwy prezent

      Potrzebny był mi prezent.Nie bardzo wiedziałam co by to miało być,zero pomysłów.Na dodatek dla mężczyzny.Ponieważ kompletnie nic nie przychodziło mi do głowy,postanowiłam,mało oryginalnie,przyznaję,zrobić po prostu skarpetki.Wszystko na szybko,bo oczywiście nie pomyślałam o tym zawczasu.

                        

Na jakiś wzór oczywiście tak naprędce też nie miałam pomysłu więc zrobiłam takie najprostsze na świecie ale za to z wełny "tak jakby luksusowej" bo z dodatkiem kaszmiru.Włóczka okazała się rzeczywiście przemiła w dotyku ale jakoś wyjątkowo upierdliwa w robocie.Na dodatek robiłam to na jakichś igiełkach,masakra.Moje wielkie łapy nie ogarniają takich rozmiarów drutów.

Wyszłam już grubo poza piętę,gdy się zorientowałam,że w połowie jednej skarpetki zgubiłam oczko :((
Oczywiście prucie bo też przecież tradycji musi stać się zadość :((.
Sprułam,obydwie zresztą bo i pięty mnie nie zadowalały i zrobiłam od nowa a szło jak po grudzie.

Niesłychane,żeby jedne proste skarpety dziergać tak długo,pobiłam wszelkie rekordy powolności.A i tak nie zdążyłam w zaplanowanym terminie.

Zajęta skarpetkami i obowiązkami domowymi nie miałam czasu na działkę.Ledwo zdążyłam posadzić dymkę zimową,w kolejce czeka czosnek ,zwykły i słoniowy,tulipany a tymczasem grządki zupełnie nie przygotowane.
Na domiar złego mam kłopot z kamerką,na której mam mamę na podglądzie dzięki czemu nie jestem tak uwiązana jak pies do budy i mogę spokojnie wyjść na dłużej, na działkę na przykład. 
Zmieniłam w ostatnich dniach internet z kablówki na światłowód i wszystko fajnie,tylko drobne sprzęty domowe takie jak kamerka właśnie,odkurzacz czy chromecast nie mogły się jakoś z nowym wi-fi skomunikować,miały problem z częstotliwością.W końcu po zresetowaniu wszystkiego odkurzacz i chromecast ogarnęły, natomiast kamerka nie.Masakra.Wreszcie po wielu nieudanych próbach,wkurzyłam się i zamówiłam nową.Jutro ma być i mam nadzieję,że się połączy.bo jak nie to mam problem.
Z działki już w zasadzie wszystko jest zebrane choć niewiele tego było.Ten sezon,może z powodu bardzo zimnej wiosny nie był szczególnie udany.Wiosną ślimaki zeżarły sałaty,to samo z kwiatami jednorocznymi,większość ich poszła na pożarcie.
Dynia urosła jedna i mieści się w dłoni.
Ogórki niby ładnie rosły ale plonowały raczej mizernie.Pomidory też słabo ale za to przetrwały sezon bez zarazy i dopiero pod koniec pokazały się jakieś jej oznaki.  
Świetna dalia,chyba nazywa się Hania,kupiona w markecie drugi sezon pięknie i obficie  kwitnie
,kwiaty nieduże ale za to jest ich dużo i długo stoją w wazonie.
                                          
Z owocami też słabo.Śliwki albo robaczywe albo zgniłe,gruszek było mnóstwo ale do zbiorów nic nie dotrwało i to mnie już ostatecznie przekonało,że grusza idzie pod piłę.Zresztą nie ona jedna ,większość tych ogromnych zarośli będzie wycięta bądź drastycznie przycięta.Taki mam plan na zimę.
Czereśni było w bród ale niemal wszystkie z lokatorami.Malin mało i jakieś niewydarzone a w jeżynach szpeciel.Jabłek raptem kilka.
                                                                        
Jak widać mojej działce daleko do doskonałości, z wymuskanymi rabatami i eleganckimi podwyższonymi grządkami.To raczej wielki chaos.Skrzynki to produkt zero waste,sklecone z różnych odpadów i wyłożone,co wygląda mało estetycznie, workami po ziemi.Nasadzenia też są mocno chaotyczne.Trochę wynika to z wiecznego braku czasu a częściowo z mojego podejścia do ogrodnictwa.
                                      

Udało mi się za to w porę przerobić kompost i spodziewam się,że na wiosnę będzie gotowy.Na kompostowniku ląduje wszystko z odpadami domowymi włącznie,tylko gałęzie nie ( nie mam czym ich rozdrobnić-niestety nie mamy prądu ) ale i tak zawsze mam go za mało.Pracy jeszcze sporo a tu się na domiar złego  pogoda psuje.Ech,życie...
Ale dzisiejszy dzień wygląda obiecująco i może da się cmentarz ogarnąć i ,bez kamery to założenie mocno optymistyczne,jeszcze na działkę skoczyć.Zakładając ,że mama uprzejmie pośpi dostatecznie długo.

W skrzynkach namiętnie wylegują się działkowe koty i z lubością niszczą zasiewy.Widać tam w tym długim korycie jednego szkodnika:)).
Tymczasem dzięki ciepłej pogodzie na działce jest wciąż sporo kwiatów i wciąż jest materiał na bukiety ,to cieszy:)).Choć pewnie skończy się w przyszłym tygodniu.
Życzę miłego weekendu i dobrych wyborów,zwłaszcza  że to najważniejsze wybory od trzydziestu lat! 
I nie dajcie sobie wcisnąć referendalnej ściemy.

WYBIERAM BO JESZCZE MOGĘ!




















sobota, 7 października 2023

T-shirty

 Były druty,było szydełko to na odmianę coś uszytego.

Próbuję pozbywać się nie tylko włóczek ale i nagromadzonych materiałów.Wychodzi mi to oczywiście różnie,bo jednego kawałka się pozbyłam za to dwa dokupiłam :)))

W zapasach materiałowych znalazłam kawałek tkaniny,nie wiem co to jest ale jest ładne,nie grube,jasne,leciutko kreszowane z delikatnym srebrnym połyskiem.Kawałek nieduży,tak w sam raz na prostą koszulkę bez rękawów.Prościzna totalna,dwa prostokąty zszyte razem z wycięciem na głowę.Rzeczone wycięcie i brzegi rękawków obszyłam atłasową lamówką.Z kawałeczka atłasu doszyłam kieszeń (bo kieszenie to ja przecież pasjami :)) no i voila :







A co dokupiłam? Dwa kawałki dzianiny na t-shirty.Tego typu koszulek nigdy nie za wiele a jakoś mi ostatnio "wyszły".Ponieważ uziemiona jestem ,nie bardzo mam czas żeby jeździć gdzieś na zakupy a koszulkowa oferta targowa jakoś mi nie bardzo odpowiada.Próbowałam kupić coś przez internet ale to też porażka bo ciągle coś nie tak.Z kolei kupowanie tkanin w sieci to również loteria , Wpadła mi jednak w oko reklama Teofilowa  i pomyślałam,że spróbuję bo i ceny w miarę .Okazało się,że jakości też nie można nic zarzucić,fajna porządna dzianina.Na razie na próbę uszyłam jeden t-shirt,drugi czarny czeka w kolejce.Obszycie dekoltu mi nie wyszło ale może po praniu będzie lepiej.Optymistka,nie:)))W każdym razie już wiem gdzie kupować dzianinę na kolejne.




Kolejna rzecz to właściwie naprawa.

Lubię takie długie koszule,które narzucam sobie letnią porą na jakieś koszulki na ramiączkach.Jedną z nich przedziurawił mi pazurami któryś z kotów.Szkoda mi było wyrzucić,zastanawiałam się jak to naprawić aż przy porządkach wpadła mi w ręce stara serwetka.Serwetka?Może.



Nie wiem czy będę nosić ale w sumie?Czemu nie.Kto bogatemu zabroni z serwetką na plecach latać? :))).
Zobaczymy w przyszłym sezonie.Wyrzucić zawsze zdążę.
Miłego ,już jesiennego,weekendu :)