Prawa autorskie

Wszystkie zdjęcia zamieszczone w tym blogu są mojego autorstwa i stanowią moją własność.Jeśli jest inaczej-wyraźnie informuję o tym.Proszę nie kopiować ich i nie rozpowszechniać bez mojej zgody.Dziękuję.

wtorek, 28 maja 2013

Amsterdam ,część III i ostatnia

    Muszę się przyznać,że namieszałam trochę w chronologii,raz jeden dzień raz drugi, ale nie będzie to, mam nadzieję, nikomu przeszkadzać:))Dzisiejsza relacja będzie częściowo z niedzieli a częściowo z poniedziałku.Chaotyczna jak i nasze chaotyczne miotanie się po Amsterdamie:))
 W krótkim czasie chcieliśmy zwiedzić jak najwięcej i lataliśmy kurcgalopkiem w te i we wte:))Miotając się tak w pewnym momencie opamiętaliśmy się,że jest późno a my do domu Rembrandta przecież chcemy....I znów galop.Zagalopowaliśmy się za daleko,z powrotem,chyba tu ...Tu?Tu,bingo!
   Ale okazało się ,ze mamy tylko pół godziny do zamknięcia!Dlaczego muzea są tak wcześnie zamykane?Nie rozumiem tego.
W czasie się zmieściliśmy ale to nie zwiedzanie, to był znów galop od pomieszczenia do pomieszczenia,pstrykanie zdjęć a w między czasie usiłowałam zrozumieć co słuchawka z przewodnikiem do mnie gada i jeszcze mniej więcej to przetłumaczyć:))


Dom jest wierną rekonstrukcją domu malarza,gdzie mieszkał w latach 1639-1658.Znajduje się w nim duża kolekcja jego rycin,obrazy jego uczniów.

Wąskie,strome holenderskie klatki schodowe.Tak sobie myślę,że oni musieli nieustannie z tych schodów spadać,szczególnie kobiety w obfitych kieckach:))


To nie jest szafa jak mogłoby się wydawać.To alkowa czyli miejsce do spania.Nie do wiary?Za mało miejsca żeby się położyć?Nic podobnego.Dawniej spano w pozycji niemal siedzącej,uważano bowiem że kładąc się człowiek umiera.Czy jakoś tak:))
A swoją drogą nie chciałabym spać w szafie:))
A to alkowa samego mistrza.


Nie gadam przez telefon,usiłuję tego słuchawkowego przewodnika zrozumieć:))
Ze stojącego pod oknem krzesła był dobry widok na ulicę,często tu siadywano a na podwyższeniu też dlatego ,żeby było cieplej:)

Przez okienko na korytarzu można było zerknąć do sali gdzie Rembrandt-marszand (bo tym się również zajmował)przyjmował swoich gości?klientów?

Pracownia mistrza.To duże pomieszczenie z najlepszym światłem.W pracowni wyjątkowo znajdowały się dwa piece ,żeby mistrzowi nie marzły rączki podczas pracy a i modele mieli nieco więcej komfortu.
Zresztą w ogóle był to jak na holenderskie warunki dość obszerny dom.


Pokój-magazyn ,gdzie przechowywał swoje zbiory eksponatów.

Holenderska kuchnia.Sądząc po stroju tej baby co się tam pęta,zdjęcie zrobione  w innym muzeum (no właśnie,ten mój chaos )ale u Rembrandta oglądaliśmy bardzo podobną.Wygląda,że to wystrój typowy.
W głębi,koło okna widać pompę ,wody jednak się nie piło.Do picia służyło piwo ,bo woda uchodziła za niezdrową.Pewnie też i była.
I tak to przelecieliśmy przez  muzeum:))Aha,z kartą wstęp do domu Rembrandta jest bezpłatny.


Do końca dnia jeszcze daleko a my mamy na dzisiaj(niedzielę)Czerwoną Dzielnicę zaplanowaną.Jest zimno.Na tę dzielnicę za wcześnie,na muzea za późno bo wszystkie "porządne" są już zamknięte.Wydedukowaliśmy,że jedynym otwartym będzie pewnie "nieporządne" czyli ...Muzeum Seksu.
Ale kawałek trzeba się przejść:)



Barki mieszkalne,mnie się bardzo spodobały,fajnie byłoby tak mieszkać:)


No i w końcu dotarliśmy.Tak jak przypuszczaliśmy otwarte do wieczora.
Wstęp 4 euro i ukończone 16 lat.Euro się znalazło ,nie legitymowano nas a więc na 16 pewnie wyglądaliśmy:))

Turystów witają plastikowe postacie wyskakujące nagle ze ścian.Obejrzymy historię pornografii od XIX wieku zilustrowaną zdjęciami, magazynami, filmami.  Ekspozycji towarzyszy dyskretna muzyka z filmów porno.
Zastanawiałam się czy cokolwiek stamtąd pokazywać,blog jest otwarty a u nas ludzie jakoś  dziwnie dużo uczuć do urażania mają:)))Ale trochę mimo wszystko pokażę:)))
Domek jest sześciometrowy,ciasny,strome choć nowe schody.




Fotel może mało wygodny ale za to oryginalny:)))
Bezeceństw wystarczy:))).Więcej zdjęć mogę pokazać jedynie prywatnie.Nie wyobrażam sobie takiego muzeum u nas.Moherowa armia pewnie zlinczowałaby zwiedzających:))Co innego wolny i frywolny Amsterdam:))

Wciąż jeszcze widno,szukamy tej  Red Light District.
Powinna być tuż koło Oude Kerk czyli Starego Kościoła (sic!).
Mijamy po drodze Wagę Miejską.
Począwszy od średniowiecza w wielu miastach północnej Europy w pobliżu miejskich rynków istniały publiczne budynki gdzie oficjalnie, pod odpowiednim nadzorem ważono towary, które zmieniały swojego właściciela. Jako że nie istniały jeszcze międzynarodowe standardy pomiarów, instytucja Miejskiej Wagi pełniła bardzo ważną funkcję. Waga w Amsterdamie uchodzi za jedną z najstarszych i najsłynniejszą.


Uliczki Red Light District czy po holendersku De Wallen w biały dzień nie różnią się jakoś specjalnie od innych.

Za to gdy zapada zmierzch ,okolica powoli się zmienia.Zapalają się czerwone światła w oknach,czerwone krzykliwe neony,kłębią się tłumy ludzi .Zmienia się wygląd uliczek  i atmosfera.


De Wallen, dzielnica czerwonych latarni, w sercu starego Amsterdamu to najsłynniejszy legalny dom publiczny na świecie. W plątaninie wąskich uliczek, alejek, zakamarków i zaułków, mieszczą się setki maciupkich, jednopokojowych mieszkanek w których panie uprawiające najstarszy zawód świata oferują swoje usługi. Wszystkie, co do jednego, mieszkanka mają okna wychodzące na ulicę, we wszystkich oknach palą się czerwone lampki i pod wszystkimi lampkami prezentują się, niczym ciastka w cukierni, skąpo odziane dziewczęta.(http://docelowo.pl/amsterdam/ciekawe-miejsca.html 



Zmarznięci  prawie na kość ale pełni wrażeń ,późnym wieczorem docieramy do hotelu:))

W poniedziałek,jak już pisałam,był  ten nieudany rajd po muzeach.Wracając z centrum miasta do IKEI po auto,przez niezbyt czyste szyby metra  zobaczyliśmy jako ostatnią już atrakcję Arenę Ajaksu:))

W zasadzie ostatnią atrakcją miało być morze.Koniecznie chciałam choć trochę nad morzem pobyć.Najpierw stojąc w korkach,potem jadąc przez płaski kraj,dotarliśmy na wybrzeże.

Widzicie te szpalery drzew?
Cóż,Morze Północne zobaczyłam....
Jednak z powodu pewnej różnicy zdań,pobyt nad nim potrwał jakieś....5 min:)))Nie zdążyłam dojść do plaży:)))Ale byłam?Byłam.
I to był koniec wycieczki.Udanej trzeba przyznać.Chciałam koniecznie zobaczyć Keukenhof i Amsterdam.Zobaczyłam.Nie zobaczyłam wszystkiego,czuję ogromny niedosyt ale to tylko motywacja do powtórki:))I powtórzę gdy tylko trafi się okazja,bo warto:))
Dziękuję za cierpliwość:)))
Właściwie nie wiem po co się tak rozpisywałam ,kiedy można było wszystko opowiedzieć w prosty sposób:))
Np.tak (sorry za wulgaryzmy):

Pojechał dresiarz do Paryża, wraca i opowiada swemu kumplowi jak tam było. Mówi: 
- Wiesz co, Wiechu, idę, patrzę, a tu wielki plac! Patrzę na lewo... och*jeć można! Patrzę na prawo... o ja cię pie*dolę! Patrzę przed siebie... oźesz ku*wa mać! Wiechu na to:
- Wiesz, Bodziu, ja to cię podziwiam za wybitną pamięć do detali! :))

PS.

Słucham cały czas o tych sklepach otwartych/zamkniętych w niedziele.W Amsterdamie ,w centrum,w niedzielę wszystko było otwarte.

poniedziałek, 27 maja 2013

Amsterdam cd.

Będąc w Amsterdamie nie sposób nie popłynąć taką czy inną łódką i nie popatrzeć na miasto od strony wody.Karta iAmsterdam uprawnia do bezpłatnej przejażdżki ale za to trzeba swoje odczekać w sporej kolejce.
I od razu na początku wycieczki szok,dla nas przynajmniej ,największy parking rowerowy,mieszczący _o ile dobrze zrozumiałam-ponad 2000 rowerów.
Port a po drugiej stronie tzw,inny Amsterdam,część miasta przyłączona później.




Szereg siedmiu identycznych mostów



Drewniane śluzy otwierane i zamykane ręcznie,dziś już nie używane odkąd powstała  tama.Dzięki budowie tamy woda w kanałach nie jest słona.

W głębi widać najpiękniejszy most w mieście,Magere Brug czyli Chudy Most,który jest mostem zwodzonym.


Jak widać nie wszystkie kamieniczki są sześciometrowe,bogatych stać było na więcej metrów:))

I znów wszystko pomarańczowe:)
Amsterdam wygląda jak widać pięknie z każdego punktu widzenia.
Płynąc statkiem dopłynęliśmy do Muzeum Żeglugi,dawniej będącego magazynem sprzętu okrętowego. Zachwyciła mnie replika wspaniałego  żaglowca"Amsterdam" z roku 1749.Okazało się,że żaglowiec można zwiedzać,tak więc Muzeum Żeglugi miało być pierwszym punktem naszego programu następnego dnia.


Następnego dnia pech-leje.Ale co tam ,jedziemy .Nie będzie nam byle deszcz psuł przyjemności.Jak się jednak później okazało nie tylko pogoda rzucała nam kłody pod nogi.
Zanim dojechaliśmy deszcz przestał padać i zrobiła się piękna pogoda.Tym razem samochód zaparkowaliśmy na parkingu w IKEI co okazało się dobrym pomysłem,dalej pojechaliśmy metrem.No i od razu kierunek żaglowiec.
Po drodze mijaliśmy Centrum Techniki NEMO
-" muzeum gdzie eksponaty trzeba dotykać. Atrakcja i przygoda dla dzieci i dorosłych. Muzeum w formie tonącego okrętu nie sposób nie zauważyć. Jest to rodzaj muzeum techniki i technologii w którym widz bierze aktywny udział, według zasady: "niedotykanie jest zabronione". Skośny dach muzeum jest od godz. 10 do 17 otwarty dla publiki (z wyjątkiem poniedziałku). Z dachu okazuje się wyjątkowa panorama Amsterdamu, widok na Muzeum Morskie, replikę żaglowca VOC "Amsterdam", port i okolice. Gdy masz szczęście trafić na słoneczną pogodę uruchamiany jest "Splashing Water Wonder" czyli świetna wodna zabawa dla dzieci i dorosłych."(według http://www.wiatrak.nl/12723/przewodnik-po-amsterdamie-muzea )
Dodam jeszcze,że tę niezwykłą budowlę zaprojektował  Renzo Piano,ten sam projektant,który był jednym z dwóch projektantów Centrum Pompidou w Paryżu.

No i wreszcie docieramy do Muzeum Żeglugi.Ja już się widzę na pokładzie i pod pokładem"Amsterdamu",ciekawa do bólu jak to wszystko tam wygląda,a tu ....co u licha!?
GDZIE JEST MÓJ ŻAGLOWIEC!!!!!??????
NIE MA!!!
Jeszcze miałam cichą nadzieję,że może go stąd akurat nie widać, ale w kasie muzeum (nota bene wejście darmowe w ramach karty )szybko ją rozwiano,informując,że dzisiaj żaglowca nie ma.No i po co lecieliśmy tu taki kawał?Nie interesują mnie specjalnie morskie eksponaty,ja tylko to jedno chciałam zobaczyć :(((
Tylko siąść i płakać.Prawdopodobnie nie ma go z powodu jutrzejszego święta,może weźmie udział w uroczystościach,nie wiadomo.
Weszliśmy do środka ,no bo skoro już tu jesteśmy....Rozczarowana,pobieżnie popatrzyłam na to i owo,średnio zainteresowana,zwłaszcza że prezentacje i opisy były w języku niderlandzkim lub angielskim a ja akurat w  obu ni czytaty ni pisaty.Żeby pech był całkowity,to jeszcze w szatni (obowiązkowej!)pomylono numerki,trzeba było czekać na panią ,która to mogła odkręcić i nie muszę dodawać w jakich humorach byliśmy.
W planach było jeszcze Rijksmuseum(muzeum narodowe),najsłynniejsze muzeum Niderlandów i jedno z najcenniejszych w Europie.Być w Amsterdamie i nie zobaczyć to tak jak z papieżem w Rzymie:))Już się cieszę na tę kulturalną ucztę,zobaczyć te cuda na własne oczy,jestem ogromnie podekscytowana:))
No to jedziemy,po drodze  zachwycając się pięknem miasta:))



Docieramy na miejsce korzystając oczywiście ze wspaniałej komunikacji miejskiej:))
Trzeba dodać ,że Rijksmuseum do wiosny tego roku było w remoncie i jest właśnie świeżo otwarte.A przynajmniej być powinno....
.Już ten widok wzbudził nasz niepokój,coś jest nie tak.Barierki.podejrzane (z naszego punktu widzenia)samochody,smutni panowie w garniturach i ze słuchawkami w uszach....Coś  jest mocno nie tak...
Obchodzimy budynek dookoła,ogromny i przepiękny,jak nowy po remoncie,sam w sobie jest perełką.

No i cóż się okazuje?
Oczywiście!DZISIAJ NIE CZYNNE!!!????
Moja mina mówi wszystko,prawda?
Później okazało się,że tego dnia w muzeum odbywały się (tak jak zresztą podejrzewaliśmy)uroczystości z okazji przekazania władzy królewskiej z udziałem wielkich tego świata.
A mali odprawieni z kwitkiem musieli obejść się smakiem.
Możecie to sobie wyobrazić?Ale to jeszcze nie koniec.
Takich jak my było tam oczywiście więcej.Przed bramą turyści byli informowani,gdzie mogą się ewentualnie dalej udać.Pomyśleliśmy,ze jak nie tu to może do Muzeum van Gogha,ale zdaje się że wybrałam sobie najgorszy termin ze wszystkich możliwych.Muzeum to również było dotychczas w remoncie,część ekspozycji była jednak podczas remontu do obejrzenia w Hermitage.Ale akurat w tym dniu przeprowadzało się na swoje stałe miejsce czyli nie było nigdzie do obejrzenia!
Więc co?Hemitage właściwie nie planowaliśmy ale w tej sytuacji....Jeszcze sprawdzić na mapie i  z powrotem do tramwaju,czas na karcie nam się kończył,żeby za darmo tam wejść trzeba się był sprężać.
A'propos wejściówek-do Rijksmuseum z kartą iAmsterdam  otrzymuje się zniżkę 2,5 euro,resztę trzeba zapłacić,nie wiem ile.



Widok na Hermitage

Amsterdamski Ermitaż(Hermitage Amsterdam) dzięki specjalnym związkom Holandii z Rosją jak i rodziny królewskiej spowinowaconej z dynastią Romanowów,wystawia zmienne kolekcje pochodzące z Ermitażu w Sankt Petersburgu.Obejrzeliśmy ciekawą wystawę Piotr I.W muzeum nie wolno robić zdjęć.W jednym z pomieszczeń był strój z epoki,który można było przymierzyć.Jeden pan przymierzył a wszyscy go fotografowali:)))


Ten  pechowy dzień również skończył inaczej niż skończyć miał ale o tym już w części trzeciej i ostatniej:))