Prawa autorskie

Wszystkie zdjęcia zamieszczone w tym blogu są mojego autorstwa i stanowią moją własność.Jeśli jest inaczej-wyraźnie informuję o tym.Proszę nie kopiować ich i nie rozpowszechniać bez mojej zgody.Dziękuję.

czwartek, 19 czerwca 2014

Abdykował król,niech żyje król!

    W Hiszpanii Filip VI został proklamowany nowym monarchą.Uroczystość odbyła się w parlamencie.Nowy król zdecydował ,że nie będzie uroczystej koronacji w kościele ponieważ w świeckim państwie ta uroczystość  powinna być świecka(sic).Szkoda ,że tej prostej zasady nie rozumieją nasi rządzący.Oficjalnie biskupi wykazali zrozumienie.Czyli ,odwrotnie niż u nas,znają swoje miejsce.
A więc niech żyje mądry król FilipVI!!

I jaki przystojny:)))

A wracając z pałaców na ziemię,skończyłam wreszcie torbę.Pokazuję tylko dla udokumentowania faktu,bo jeszcze wymaga wszycia podszewki,zapięcia,jednym słowem wykończenia.W pełnej krasie moje dzieło zaprezentuję jak to wszystko zostanie zrobione:)))A swoją drogą chyba jeszcze maszyna do szycia zacznie ze mną jeździć bo mi jej na każdym kroku brakuje:))
Torbę tym razem robiłam z kordonków poliestrowych , w dwie nitki.Zachwycona nimi szczerze mówiąc nie jestem.Niezbyt dobrze mi się dziergało,nici są sztywne,nawet szydełko tego nie wytrzymało:))
Ale być może ta sztywność przy torbie będzie zaletą.Zużyłam niecałe dwie szpulki,dla porównania nowa szpula.

    Z braku innych pomysłów zaczęłam wreszcie drugą firankę do kompletu.Tak mi się nie chciało ale jedna będzie się tylko poniewierać a dwie już mogę wykorzystać.Jak tylko będę na tyle długo w domu,żebym zdążyła się tym zająć:))
W każdym razie jest nadzieja że ją skończę,zwłaszcza że nadaje się na robótkę na wynos:))
Potrzebowałam do torebki kółka metalowe,na szybko kupiłam takie do firan,w komplecie z plastykowymi zaczepami i nieoczekiwanie okazało się,że mam nowe,całkiem niegłupie znaczniki:)))

Życzę Wam  fajnego długiego weekendu:))

środa, 18 czerwca 2014

Chcesz rozśmieszyć Stwórcę powiedz mu jakie masz plany

      I ja chyba za dużo o swoich mówiłam,bo zaczynają się sypać:))
Mój wnuczek ma za dwa dni urodziny.Już piąte a mnie się udało być raptem tylko na pierwszych.Tym razem przyjazd niemal się zbiegł w czasie z urodzinami,różnica raptem jednego dnia.Zrobiłam co mogłam,żeby ten dzień sobie załatwić i załatwiłam.Wszystko dogadane,tort kupiony i urodzinowe gadżety a tu człek się potyka o .....list.
List ważny ,bez którego nie mogę się ruszyć z miejsca.Myślałam sobie że 5-6 dni i z pewnością będzie.Już od soboty zaczęłam czekać-nie było,poniedziałek-listu nie ma,zaczynam się denerwować,wtorek-nie ma,już cała"chodzę",środa -nie ma,osiągam temperaturę wrzenia,totalna panika.Na dodatek jutro święto a w sobotę powinnam jechać ,jednak bez listu nie mogę.Sprawdzam gdzie jest bo to polecony.Został wysłany 11.06 ,12.06 wyfrunął do Niemiec -tak przynajmniej podaje poczta polska -16.06 wylądował na lotnisku we Frankfurcie.Gdzie on tak latał 4 dni ja się pytam?!I na tym lotnisku kończą się informacje.Więc gdzie jest od dwóch dni!?Idę na stronę niemiecką i tam szukam informacji.
Dhl podaje,ze przesyłka zostanie przetransportowana do kraju docelowego (!) i tam przekazana do dostawy.Przecież do cholery jest w kraju docelowym!!!O co tu chodzi?Zdesperowana i zdenerwowana do nieprzytomności szukam jakiegoś kontaktu z niemiecką pocztą.Znalazłam numer ,dzwonię.Automat,na dodatek zdrowo rąbnięty bo słychać co drugie słowo.Przy trzecim podejściu wyłapuję jak z człowiekiem porozmawiać.Jest w końcu konsultant.Zagraniczna przesyłka?A to nie ja ,to kolega.Dzwonię do kolegi.Ok,wreszcie jestem u właściwego człowieka,podaję nr przesyłki,facet szuka i jest,owszem......w drodze do nadawcy!Zaniemówiłam,osłabłam ,szczęka mi opadła.Oczywiście facet nie wie dlaczego i nie wie dokładnie gdzie się teraz znajduje.
     Nie wiem co robić,żaden ruch nie przynosi rozwiązania problemu.Zaginięcie listu oznacza duży problem,nie tylko nieobecność na urodzinach ale i cały urlop pójdzie się.....wiecie gdzie pójdzie.Wyrzucam sobie głupotę,że ważną sprawę powierzyłam  pocztom.Mogłam przecież inaczej.Wściekłość,zdenerwowanie,panika i co tam jeszcze chcecie a potem rezygnacja.Cóż,nic więcej nie mogę zrobić,pozostaje czekać,może zguba gdzieś się ujawni.w każdym razie do soboty,potem zobaczymy.Jak czegoś nie można zmienić to trzeba się przyzwyczaić.Ale nerwy mi puściły gdy szłam ulicą.Dobrze ,że niewielu ludzi było i dzięki za ciemne okulary.
     To tyle,musiałam się wygadać.Nie mam dziś najlepszego nastroju.W dodatku czeka mnie ciężka noc.Pomijając fakt że i tak żadnej nocy nie mogę normalnie przespać, to dodatkowo latorośl sąsiadów obchodzi urodziny.Właśnie zaczęli,oczywiście obowiązkowo w ogrodzie,niech cała okolica świętuje,a co.Więc świętujemy -ryczy muzyka(łup,łup,łup),ryczą nastolatki-a sami wiecie jak dobrze to potrafią.Dzisiaj życie jest zupełnie do dupy.

I rada:nigdy ,przenigdy nie wysyłajcie za granicę poleconych!

niedziela, 15 czerwca 2014

Bluzeczka z rozdzielnika

    Jak już  zapewne informowałam,nałożyłam na siebie embargo na kupowanie włóczek.Wiadomo,nie pierwsze i nie ostatnie,z tą różnicą że tym razem podchodzę do tego poważniej niż zazwyczaj mając na uwadze spłatę  auta.Przyznaję,zamówiłam włóczkę ale na konkretny obstalunek bo w domowych zapasach takiej nie mam.Raz też się złamałam i zakupiłam wełenkę na sweter ale po prostu nie mogłam nie skorzystać z okazji gdy drogą wełnę dwukrotnie przeceniono:))Jednak generalnie mam mocne postanowienie poprawy i wyrabiania zapasów,tak po kolei,z rozdzielnika:)))))
    Z tą myślą wyciągnęłam z tychże zapasów 8 motków Lino Alize.

Kryterium wyboru włóczki było jedno -letnia ,bo w końcu lato jest:))Poza tym na którą wypadnie....:))Dalibóg nie mam pojęcia kiedy i po co tę włóczkę kupiłam,pewnie len mnie skusił bo na punkcie lnu mam lekkiego hopla:))Dlaczego ten groszkowy kolor?Też nie mam pojęcia ale skoro już jest to będziemy dziergać:))Tak...tylko co...?Bluzkę może....
Tak więc bluzkę,od góry ,z pojedynczej nitki,na drutach.Przewidziane były jakieś wybryki typu ażury czy takie tam:))
Niestety,włóczka o takim składzie (75% wiskozy,25% lnu)jest sprężysta w stopniu zerowym,robótka wchodziła rozlazła,może jakbym na 2 robiła to coś by z tego było ale taka zawzięta nie jestem:)))
Sprułam
Drugie podejście.Lino wydaje się wręcz idealne na szydełko to może bluzka szydełkowa? Na przykład taka
Wzoru nie mam ale i bez niego powinnam sobie mniej więcej poradzić.No to szydełkuje się....Doszydełkowało do takiej wielkości
Ba,nawet dokumentację fotograficzną zrobiłam z kolejnych etapów dziergania tej serwetki w środku (na życzenie mogę udostępnić gdyby ktoś był zainteresowany ),żeby mieć ściągawkę na tył .Następnie przyłożyłam do siebie.....pomyślałam: a na cholerę mi taka bluzka,już jedna podobna leży i ani razu jej nie założyłam......i...jasne,tyle z niej zostało:))

Trzecie podejście:))
Jak z tą bluzką tak nie bardzo wychodzi to może coś innego.Spódnica?Czemu nie.
Robi się więc spódnica.
Robi się,robi a ja robiąc ją myślę (szkoda że nie przed:))).Ile razy w roku założę taką spódnicę?Raz,czy w ogóle?To po diabła mi ona...
No i wiadomo....
Czwarte podejście(uparta jestem ,nieprawdaż ?:)))
Wracamy do pierwszej wersji czyli bluzka,od góry z tym że w dwie nitki i zobaczymy jak to będzie wyglądać.Ja wiem,trochę grubo jak na letnią bluzeczkę ale liczę na to że wiskoza nie grzeje a len na lato jest wprost idealny.No to się robi...Zaczęłam bez fajerwerków tym razem,francuz u góry,2 czy 3 rzędy skrócone z tyłu.Oczka na raglan wyrabiane jako przekręcone z nitki pomiędzy oczkami.Trochę jednak było nudno tak bez niczego ,więc jednak o jakichś drobnych fajerwerkach pomyślałam:))Doszłam do tego momentu....
...przymierzyłam i niemiła prawda wyszła na jaw,ta mianowicie że talię to ja mam raczej bąka a nie osy ,w związku z tym wskazane byłoby bluzkę jednak nieco poszerzyć :( Cóż robić,znów prucie tym razem przynajmniej  nie całość.
I tak w końcu z niemałym trudem udało się włóczkę zużyć:)))
 Moje wydziwianie :))Oczywiście miało być całkiem inaczej ale jak to u mnie  w trakcie pracy pomysł się zmieniał:))

 Doły przodu,tyłu i boków nieco zaokrągliłam za pomocą rzędów skróconych.Kilka rzędów skróconych zastosowałam też jako "zaszewki"na biust.Skorzystałam z fajnego sposobu ,który kiedyś podała Antosia ,robione w ten sposób są prawie niewidoczne.Tutoriale tutaj i tutaj .



 Z tyłu będzie guziczek,chwilowo nie mam odpowiedniego więc tylko prowizorycznie złączone.






Wyrobiłam niemal wszystko,zostało ledwie parę metrów,drutami Addi Lace nr 3,5.Bluzki jeszcze nie prałam,oczka są niezbyt równe szczególnie, że ja robię dość luźno a to nie wełna, myślę że po praniu będzie wyglądać lepiej.Niestety na żadnym zdjęciu nie udało mi się uchwycić prawdziwego koloru,może na tym ostatnim po prawej jest najbardziej zbliżony choć w rzeczywistości jest to raczej bardziej żywy groszek.

Miłego tygodnia :))



piątek, 6 czerwca 2014

Potyczki z nawigacją

Czy życie musi być takie skomplikowane?

     Postanowiłam ja sobie zaktualizować nawigację.

   Kupiłam ją kilka lat temu .Długo nie mogłyśmy się dogadać,klęłam w żywy kamień że dałam kupę pieniędzy za taki bubel.Przynajmniej tak wówczas myślałam.Robiła mi różne numery,m.in.gdy gamoń przez nieuwagę wjechał w środek Kolonii  nie chciała pokazać jak się stamtąd wydostać:))Ja w centrum Koloni!!Masakra!Szczęśliwie było to o 6 rano w niedzielę,ruch znikomy więc po początkowej totalnej panice,udało mi się w końcu uruchomić myślenie i kierując się drogowskazami,wyjechać z tej pułapki:))Oczywiście nie nawigacja tu zawiniła tylko ja ,źle ją ustawiając.A że człowiek najlepiej uczy się na własnych błędach,zapamiętałam doskonale czego nie robić:))
Miałyśmy jeszcze różne przygody ale pomału  dotarłyśmy się(czyt.ja nauczyłam się ją obsługiwać:))).Z czasem zaczęłam ją coraz bardziej doceniać,bo pomimo różnych wad okazała się niezawodna i wyprowadziła mnie z niejednej opresji.Nigdy nie zdarzyło się,żebym wylądowała gdzieś w polu,zawsze docierałam na miejsce a jeżeli z przygodami,to zwykle zawinionymi przeze mnie.Jednak nie aktualizowałam jej bo kiedyś tam wydało mi się zbyt drogo a potem jakoś to było,zwłaszcza że mam zwyczaj przed podróżą sprawdzić trasę w internecie,nawet zanotować sobie marszrutę.
  Jasne,irytowała mnie wciąż pyskując,że przekroczyłam dozwoloną prędkość(to jej ulubiony tekst:)),bo kiedyś było tam jakieś budowlane ograniczenie a ona nie wie ,że się skończyło i można ile fabryka dała:))W takich wypadkach mówię jej-jak mam dobry humor-że się nie zna,a jak mam zły humor-żeby się zamknęła:))
Ostatnio jednak trochę się wnerwiłam bo poprowadziła mnie okrężną drogą którą znała a nie nową i krótszą,której niestety nie widziała.Fakt,to też moje gapiostwo, bo to przeoczyłam choć wiedziałam że tak będzie.Ale że straciłam przez to sporo czasu a jeszcze więcej nerwów,postanowiłam pyskacza uaktualnić.
Ba,łatwo powiedzieć ale jak?
Jak zwykle udałam się więc do źródła wiedzy wszelakiej i zadałam pytanie : jak? Pan Google odpowiedział jak zwykle obszernie.Przebrnęłam przez kolejne wskazówki i wyszło mi,że jest strona ,która zwie się https://www.naviextras.com/shop/portal i tam można sobie tę przyjemność zaserwować.Więc próbuję.
Podaj nazwę urządzenia-podałam a oni na to ,że dla mojego urządzenia nic nie mają.Co to znaczy nie mają?Dla wszystkich mają tylko dla mnie nie?
Szukam więc dalej.Kolejna stronka,kolejny sklep.Owszem ,mogą zmienić moje mapy na AutoMapę za ciężkie pieniądze i na dodatek stacjonarnie.Dziękuję.Ja chcę moje mapy zaktualizować,nie mam zamiaru uczyć się nowych.
Na kolejnym bodaj forum podpowiedź: powinnam mieć płytę dołączoną do nawigacji.Jasny gwint!No przecież mam,na dodatek wożę się z nią w te i we w te!Jak mogłam zapomnieć?!
Wkładam płytę,odpalam i....kieruje mnie z powrotem do Naviextras.Tjaa...
No nic,próbuję...
Uparcie klikam w co popadnie ,w nadziei że a nuż na coś trafię:))Trafiłam na pomoc a ta mówi mi,że w tej sytuacji muszę skorzystać z pomocy programu Naviextras Toolbox,który jest do pobrania.Pobrałam.
Program każe mi się zalogować lub zarejestrować,bo obcym nie aktualizują.Ok.Rejestruję się.
Swoją drogą gdzie ja jeszcze nie jestem zarejestrowana:))
Próbuję i próbuję, i wciąż jest coś nie tak.Nazwa użytkownika zajęta -zmieniam.Adres e-mail zajęty -zmienia....No nie ,chwileczkę,przecież to mój adres,jak może być zajęty?!
Program podpowiada,że może odzyskiwanie hasła.....O żesz ty,to ja musiałam tu już być....Odzyskuję-odzyskałam.
Okazuje się,że owszem,byłam w 2011 r ,jestem zarejestrowana!?A to niespodzianka,słowo daję,ale skąd to miałam pamiętać po trzech latach:)))
No to teraz już chyba będzie z górki:)))Wybrać,kupić,zapłacić (tylko czemu tak drogo!?),zaktualizować i bezstresowo korzystać:)))
Wybrałam.Sklep każe sprawdzić czy mam dość miejsca na urządzeniu ,ale jak?Program pokazuje mi ile miejsca mam ale nigdzie nie ma informacji jaka duża ta aktualizacja,przynajmniej ja jej nie znalazłam:(.A tam ,kupuję ,najwyżej wywlokę kartę z aparatu jak braknie.
Brakło naturalnie:(((
Pozbawiłam aparat karty,włożyłam do nawigacji.Nic.
Trzeba odłączyć urządzenie,włączyć i wyłączyć,znów podłączyć.Znowu nic,karty nie widzi:((Pomału zaczynam panikować bo kasa już wydana a tu takie historie.
No to od nowa.
Odłączyć urządzenie.Wyłączyć program.Włożyć kartę.Urządzenie włączyć i wyłączyć.Podłączyć do komputera.Włączyć program.Bingo!Jest karta!Uff...
Aktualizuje się już pół godziny a tu dopiero 20%.Rany !Na zegarze 23.30,w takim tempie to ja tu jeszcze dłuuuuuuuuugo  posiedzę:((Co mnie podkusiło żeby to robić po nocy,no ale nie spodziewałam się że to będzie tak długo trwało.
Wpół do pierwszej.Skończone.

   Nie miałam siły żeby dokończyć post.Mam nadzieję że nawigacja się zaktualizowała,program mówi że tak,na razie wierzę na słowo,sprawdzę w drodze powrotnej.Drogę znam więc nawet jak będzie coś nie tak to to wyłapię:))Za to ten post przyda się,gdy za kilka lat znów przyjdzie mi ochota na aktualizacje,będzie jak znalazł:))A może i innym w czymś pomoże:))

Swoją drogą czy można się dziwić,ze nie mam czasu na robótki?Jeśli się nie ma zielonego pojęcia i wszystko od początku świata trzeba sobie znaleźć,to zajmuje to naprawdę mnóstwo czasu.Nota bene z zielonego pokazywanego w poprzednim poście zostało tyle :
Teraz robię trzecie podejście:)))

Miłego weekendu życzę:)))
W Niemczech trwa on aż do poniedziałku bo święto,nie żeby mnie to jakoś specjalnie cieszyło ale też i bez obrzydzenia tym razem o tym myślę:))

PS 
Jeszcze a'propos nawigacji,może ona też być niebezpieczna.Właśnie wyczytałam w prasie,że 29-letni kierowca jadący autostradą, prawdopodobnie przejechał zjazd,nawigacja kazała,jak zwykle w takich wypadkach ,zawrócić  więc skręcił gwałtownie kierownicę i zawracał.Na autostradzie!Sekundę później uderzył w niego tir.Tak więc GPS oprócz tego że jest wspaniałym narzędziem i nieocenioną wręcz pomocą,dla niektórych może być śmiertelnym zagrożeniem.

Aha,wszyscy mają piwonie,mam i ja:))No i co z tego że kupione?Pachną i cieszą mnie prawie jak własne:))

środa, 4 czerwca 2014

Bla,bla,bla...czyli o wszystkim i o niczym:))

     
Cudne ,prawda?Niemal codziennie przechodzę obok i nie mogę się napatrzeć:))
 

    Ludzie,jak ja lubię u Niemców kupować:)))
Idę do sklepu,przeglądam szmaty/buty,bieliznę (niepotrzebne skreślić ).To mi się podoba i to też...Nie chce mi sie mierzyć?Nie jestem pewna czy mi sie podoba?Nie ma sprawy.Biorę jak leci,płacę i wracam do domu.A tam sobie w całkowitym spokoju i w najróżniejszych stylizacjach przeglądam ,mierzę ,zastanawiam się.Mam zwykle na to dwa tygodnie.To zostaje ,to w reklamówkę i do sklepu.Nikt nie zapyta dlaczego,nikt się nie interesuje.Oddać?Proszę bardzo.Że towar był przeceniony?To co z tego,żaden problem.Towar oddaję,pieniążki inkasuję.Fertig:)))I tak jest praktycznie ze wszystkim.
I czy można się dziwić,że wpadłam w zakupoholizm?
   Wczoraj poszłam reklamować  bezprzewodowy dzwonek do drzwi.Wprawdzie działał ale według mnie na zbyt małą odległość.Trochę miałam wątpliwości czy przyjmą.Nie[potrzebnie.Nikt się nawet nie zająknął dlaczego,po co.Krótka chwilka i wyszłam z nowym.
A to dzisiejsze łupy:)))Naturalnie mierzone dopiero w domu,ale zwrotów nie będzie:))

Zakup jak najbardziej celowy i zaplanowany,jak widać na urlop się wybieram:)))W dodatku trafił się komplet  za niewygórowaną cenę a nawet mam -15% na zakupy przyszłotygodniowe,gdybym takowe poczynić zamierzała:))
Ja wiem naturalnie,że daleko mi do figury modelki na opakowaniu ale jak się w sarong owinę to się w miarę bezboleśnie przemknę w zaciszne miejsce,gdzie się zaszyję z dala od ludzkich oczu:))))Oczywiście optymistycznie zakładam ,że będzie lato i upały:)))
       Tymczasem pada i przewidywane są burze ale za to weekend ma być upalny.I tak trzymać,już mi się znudziły te chłodnawe dni.Niby jest ciepło ale balkon tutejszy jest od północnej strony i trochę jednak za chłodno na wietrzenie się na nim.Za to zakwitły kwiatki:))W ubiegłym roku kupiłam jakąś niebieską mieszankę i najwyraźniej same się wysiały.

Nie wiem co to za jedne,ładniutkie,wiecie co to jest?
Podlewając je podglądam z zazdrością sąsiadów.
W każdy pogodny dzień około południa zaczynają śniadanie,jedzą sobie niespiesznie ,rozmawiają.Potem prasówka.Następnie pani czyta książki,pan gazety lub znika gdzieś w głębi mieszkania.
Wczesnym wieczorem kolacja na balkonie.Od czasu do czasu znikają na urlopach,czasem jeżdżą na rowerowe wycieczki rowerami wyposażonymi w silniczek na wypadek gdyby się zbyt zmęczyli.Raz w tygodniu przychodzi Putzmann do sprzątania.Ech.....niemieckim emerytem być......
A mnie,jeżeli nie wygram w między czasie w totolotka,czeka praca do śmierci,fajna perspektywa ,co?I to niezależnie od pomysłów wiekowo-emerytalnych naszych rządzących:))
     Robótkowo niewiele się dzieje.Praca nad torebką utknęła w miejscu.Wzięłam się za coś innego.Pytanie tylko czy dojdę do finału,bo też jakoś tak niemrawo....
Pożyjemy,zobaczymy:))
  Za to więcej ostatnio czytam (szczególnie nocami,kiedy wybudzona nie mogę zasnąć) lub słucham (na nudnych spacerach).
Trafiły mi się ostatnio dwie książki Joanny Bator-"Chmurdalia",audiobook rewelacyjnie czytany przez Annę Marię Buczek i "Piaskowa Góra".
  
Jestem zachwycona książkami i lektorką.Pierwszy raz uważam ,ze książki lepiej się słucha niż czyta. Piaskową Górę przeczytałam ale gdybym trafiła na audiobook,chętnie do niej wrócę.A.M.Buczek lepiej czyta niż ja:))Jeżeli jeszcze nie czytaliście to szczerze polecam:))
  Przeczytałam też,a raczej przesłuchałam "Jaskółki z Kabulu" i też polecam ale z zupełnie innego powodu,a mianowicie żeby zobaczyć co dzieje się z ludzkim życiem pod okrutnymi rządami religijnych fundamentalistów.Jak pokazuje ostatnio  przykład "lekarzy"z ich wyznaniem wiary,ale i wiele innych,istnieje niebezpieczeństwo że pomału też idziemy w tym kierunku.I choć może u nas nie wyglądałoby to tak samo,to historia już nie raz pokazała co znaczy religijny fanatyzm.Zresztą każdy fanatyzm.

Zamieszczam opis książki ze strony Lubimy czytać.pl
Oto historia czterech różnych miłości... Kiedyś Mohsen i jego piękna żona snuli plany na przyszłosć. Teraz Zunaira, prawniczka broniąc praw kobiet, nie może nawet wyjść na ulicę z odsłoniętą twarzą... Atik nie wie, co to radość życia. Kidyś był żołnierzem, teraz jest strażnikiem w więzieniu, gdzie przebywają skazani na śmierć. Zło, które go otacza, przenika do jego duszy, niszczy dom, małżeństwo. Musarrat, niekochana, chora żona, jest jeszcze jednym brzemieniem. Los tragicznie splata historie tych czworga ludzi i ich rozpaczliwych zmagań, by zachować ludzką twarz w nieludzkich czasach, w nieludzkim świecie, gdzie każda przyjemność jest śmiertelnym grzechem, a śmierć staje się banalna.

Nie mogę przestać o tym myśleć ,zwłaszcza gdy spotykam te kobiety w burkach.
I tym optymistycznym akcentem kończę te bla,bla,bla...

Pogody,ciepełka,słońca Wam życzę:)))