Prawa autorskie

Wszystkie zdjęcia zamieszczone w tym blogu są mojego autorstwa i stanowią moją własność.Jeśli jest inaczej-wyraźnie informuję o tym.Proszę nie kopiować ich i nie rozpowszechniać bez mojej zgody.Dziękuję.

sobota, 30 listopada 2013

Plus dodatni

W życiu bywają -jako rzekł klasyk - plusy dodatnie i plusy ujemne:)))
I mnie się trafił  plus dodatni,zakupowy plus.
   Wybrałam się do H&M, właściwie służbowo w poszukiwaniu odpowiednich portek dla mojej babci.Sprawa poważna,znalezienie spodni z gumą w miarę dobrej jakości,do tego nie cienizny graniczy z cudem.Producenci w zasadzie nie przewidują,żeby ktoś nie miał figury modelki i nosił rozmiar powyżej 42.
Spodni ,co było do przewidzenia ,nie znalazłam ale wychodząc zawadziłam okiem o coś czarnego.A trzeba zaznaczyć ,że czarny ostatnio prowadzi w moim prywatnym rankingu kolorów:)))Wisiało sobie nietypowo jakby ktoś odwiesił byle gdzie.I pewnie tak było ale dzięki temu właśnie mnie zaczepiło:)))Przyjrzałam się bliżej....
Duże ,jakby na mnie....
Nie ma kołnierza!To już cud:)))
Kieszenie ,szczegół absolutnie niezbędny - posiada,choć tymczasem zaszyte:))
Wzięłam się do oglądania już całkiem blisko i szczegółowo. .Rozmiar-mój,nie do wiary.
Skład -50% wełny ,nieźle jak na sieciówkę.
Przymierzyłam-pasuje.
Cena-no,powiedzmy nie nazbyt wygórowana ale też nie taka mała,zwłaszcza,ze nie ocieplany.
W sumie fajny,po krótkim namyśle postanowiłam wziąć,w końcu w normalnym świecie mogę spokojnie oddać gdy uznam ,że to jednak nie to:)))
No to idę do kasy.Pani pomanipulowała podejrzanie długo przy metce,coś nie tak-pomyślałam,a tu pani mówi.......że ten płaszcz ma obniżoną o 50% cenę!No super!!!!Banan na twarzy,nic nie będzie oddawane:)))I tak stałam się posiadaczką długo poszukiwanego prostego płaszcza bez kołnierza:))Tylko mógłby być troszkę dłuższy ale przecież nie można mieć wszystkiego:))
Teraz będę mogła sobie motać moje chusty i szale,żaden kołnierz nie będzie mi przeszkadzał.:))))
Tu przy okazji zapowiedź szala,który już w zasadzie jest gotowy ale trudno go sfotografować w panujących ciemnościach. Ale wkrótce tu  będzie:))

Ciągnąc jeszcze wątek zakupowy pochwalę się nowymi ślicznymi moteczkami.Sama muszę przyznać,że zafundowałam sobie wypasiony prezent urodzinowy:)))
Cudne,prawda?
Wygląda też na to,że wreszcie kupiłam sobie porządną (puk,puk,tak na wszelki wypadek :)) golarkę do swetrów,to już chyba czwarta .Poprzednie niemal natychmiast po zakupie odmawiały współpracy lub wykonywały obowiązki niedbale:))Ta,zakupiona niedawno w Tchibo,goli świetnie i jak się nie zepsuje po trzech użyciach to będę naprawdę happy:))))
Jutro pierwsza niedziela Adwentu,nieubłaganie zbliżają się Święta.
Zrobiony przeze mnie anioł,jedyny w mojej karierze dziergaczki,wywędrował dziś z tej okazji  po raz trzeci z wnętrza witrynki  na widok publiczny,trzyma się dobrze jak na swój wiek :))

Życzę Wam pogodnej pierwszej niedzieli Adwentu i bezstresowych świątecznych przygotowań:))


czwartek, 28 listopada 2013

je t'aime... moi non plus

Dziękuję Wam za wszystkie dobre słowa:))Choćby dlatego warto blogować,że spotyka się, choćby tylko wirtualnie,tylu życzliwych ludzi:))
http://www.na-telefon.org/
Kłopot jest już nieco oswojony,nie zniknął co prawda całkiem ale powoli się rozwiązuje.W każdym razie ja się uspokoiłam na tyle żeby zająć się czymś innym niż martwieniem się, czyli robótkami i np.telewizją.Przy tych robótkach znaczy się:))

I tak dziś telewizja ARTE pokazała film o Brigitte Bardot,
http://www.listal.com/list/hairstyles-brigitte-bardot

jej dzieciństwie,drodze do kariery,filmach i miłościach wśród których  był też Serge Gainsbourg .I stąd właśnie tytułowe "je t'aime... moi non plus".

  Piosenka powstała na życzenie Brigitte Bardot, która poprosiła Gainsbourga o napisanie "najbardziej romantycznej piosenki, jaką tylko można by sobie wyobrazić". Początkowo Gainsbourg nagrał piosenkę z Bardot, ale jej ówczesny mąż Gunter Sachs nie zgodził się na jej upublicznienie. Zamiast z Bardot, Gainsbourg zaśpiewał ją w 1969 ze swoją ówczesną kochanką, brytyjską piosenkarką Jane Birkin, której ta piosenka otworzyła drogę do kariery we Francji.( Wikipedia)

 I tę wersję z Jane Birkin wolę bo BB-jak się o niej wówczas mówiło-nie była specjalnie dobrą piosenkarką:)
Piosenka,dawno nie słyszana, przywołała szereg wspomnień z czasów gdy się ukazała.
   Czasów wielkiej popularności francuskiego kina,często skandalizującego i na pewno bardziej śmiałego niż dyżurne wówczas u nas kino radzieckie.Wywołującego oburzenie starszego pokolenia - moja babcia,osoba na co dzień nie używająca mocnych wyrazów,gdy usłyszała spikera (pamiętacie pana Suzina?)zapowiadającego film francuski zwykła była mawiać:Tfu,znowu te kurwielskie filmy :)))A "kurwielskie" dlatego,że tam nic tylko się cięgiem całowali ,pokazywanie tego uznawane było przez moją babcię za absolutnie naganne:)))Juz nie mówiąc o tym ,że Bardotka zwykła była goła latać ale to akurat chyba było wówczas w naszych wersjach wycinane:))

  Czasów pocztówek grających i radia Luxemburg,słuchanego z tranzystora:))

Pocztówkowy szał
Każdy z nas ich pięćset miał
Zamiast nowej pary jeans
A w sobotnią noc

Był Luxembourg, chata, szkło
Jakże się chciało żyć!

Oj,chciało:))A gdy już jakaś chata wolna  była to natychmiast organizowała się prywatka (dzisiaj ,tfu,domówka ,ludzie ,jak to strasznie brzmi:))).Działo się,oj działo:))

I tak przypominają się czasy,ludzie,sytuacje...Na co dzień się o tym nie myśli,nie pamięta,czasem tylko jakaś piosenka ożywi na moment przeszłość:)))
Piszę jakbym sto lat miała ;)Dobra ,koniec wspomnień,czas wrócić do rzeczywistości.Dobranoc:))

wtorek, 26 listopada 2013

Zaległości cd.

     Dzisiaj chciałabym uciec od świata, schować się w mysią dziurę i tak długo jak się da  nie wyściubiać nosa na zewnątrz.Do czasu aż problem jakoś się sam rozwiąże i przeminie:)) .Z zapasem książek żeby nie myśleć i słodkościami na smutki :)Nie chce mi się pisać dlaczego,ot ,zwykłe i niezwykłe kłopoty po prostu,normalka,tylko ja mało odporna jestem:)).Nawet drutować mi się nie chce a to już zły objaw.W takiej sytuacji najlepsze jednak są książki,wspaniale jest się zagłębić w drukowany świat i zapomnieć na chwilę o prawdziwym:))
Też macie taki odruch ucieczki w zderzeniu z przykrościami?

    No dobra Tonka,nie narzekaj tylko pokaż co tam nadziubałaś  a co już od dawna czeka w kolejce do objawienia światu ;))Jakoś tak niezauważenie narosły mi zaległości:))
Tak więc komplecik dla dziewczynki-czapka na szydełku,chusteczka na drutach.
I dwie szydełkowe sukieneczki (najwyraźniej wnuczka by mi się przydała ;)zrobione według tego wzoru:



I grubaśny ale leciutki otulacz z mieszanki akrylu,wełny i moheru.Waży jakieś 150g,już nie pamiętam na jakich drutach go dziergałam,chyba na 12.
I co tam jeszcze?
Aha,tak na chybcika udziergałam czapkę odblaskową dla Pirata coby się nie zgubił w zimowych ciemnościach:))Jest jeszcze kominek na szyjkę ,wydziergany niemal w biegu ale nie wiem czy dobry.

I to chyba już wszystko co miałam w zapasie.W tej chwili blokuje się szal z Kid Mohairu ale coś mi się wydaje,ze jutro będzie się blokował jeszcze raz, mam wrażenie że jest jakoś krzywo.No nic,zobaczymy w świetle dziennym bo po ćmoku to mi nic nie idzie:))
I to byłoby na tyle:))
Dziękuję ,że tu zaglądacie choć się  ostatnio mocno lenię jeśli chodzi o bloga:))Nie tracę nadziei że mi to przejdzie:))

Miłych snów:))




poniedziałek, 18 listopada 2013

No i cóż że znów ze Szwecji :)

Ponieważ Szwecja ze swoim nieco dzikim krajobrazem bardzo mi się podoba,jak podczas każdej tu wizyty podzielę się wrażeniami:))


 Wszędzie tu pełno wody,rzeki....
...morze....
cudowne jeziora.
Wokół trochę dzikie,kamieniste lasy

Tu też ślady szalejącego niedawno w Europie  tornada
Pomiędzy drzewami widać czerwone (przeważnie ) domki.O tej porze roku są widoczne ale latem   o tym ,że tam są świadczą tylko stojące przy drogach jakby bezpańskie skrzynki pocztowe.
Wygodne ,pustawe drogi.
Prawie wszystkie stacje paliwowe są bezobsługowe.Prawie nie ma LPG,jeżeli gaz to gaz ziemny.

Spotkane na ulicy fajne kapuściano-dyniowe drzewka :)))
Obowiązkowy rajd po sklepikach jedynie słusznych-second hand-ach lub po umiejscowionych po stodołach loppisach czyli tutejszych pchlich targach:)))Nie bez tego,żeby jakiejś napotkanej szpuleczki nie kupić ;)

Ale jak spotykam coś takiego to ogarnia  mnie zwątpienie,po co to robić skoro w tego typu przybytkach leżą stosy takich cudów.
Szczególnie spodobała mi się ta narzuta lub obrus- nie wiem co autor miał na myśli a może być i tym i tym:)))Bielutka ,nowiutka -przynajmniej na  taką wyglądała,pięknie wykonana -cudo.
Kościół  a dookoła cmentarz,tak,tak ,to coś dla mnie :)))
Cmentarz różniący się zarówno od naszych jak i niemieckich.Widzicie tę idealnie wygrabioną ścieżkę?
Te płyty po lewej stronie to chyba najstarsze nagrobki, z XVIII wieku.
Dwie ciekawostki:
ta budka z narzędziami których  każdy może użyć gdy potrzebuje,nie zamknięta, i bez łańcuchów:)))Moja gracka na cmentarzu pomimo ,że dobrze ukryta pod roślinami i tak zginęła.Na polskim ma się rozumieć:)))
I druga - organiczne odpadki są na miejscu kompostowane.
I jeszcze jedna zauważona przeze mnie ciekawostka -wiele osób ubranych jest w  ciuchy odblaskowe.Po zmierzchu poza terenem zabudowanym jest obowiązek posiadania elementów odblaskowych,noszą je zarówno ludzie jak i np.psy.Ale wiele osób ,jak ten pan na zdjęciu noszą je cały dzień,zdjęcie zrobione w południe choć może tego nie widać:)))
A wieczorem-co mi się szczególnie podoba- praktycznie wszystkie okna oświetlone są małymi lampkami,wygląda to uroczo.I prawie nikt okien nie zasłania.
Oświetlone bywają nie tylko okna ale i czasem krzaczki :)))
A że nie  tylko łażę i robię zdjęcia,powolutku przybywa też robótki:))
I to by było prosze państwa na tyle.
Jutro Szwecję pożegnam.Potem cztery intensywne dni i znów podróż:( 
Miłego dnia:)))

piątek, 15 listopada 2013

Braki i zaległości

  Brak weny,koncepcji,ochoty,czasu też i czego tam jeszcze kto chce :(
  Zaniedbałam się blogowo ogromnie,i w pisaniu,i w odwiedzaniu innych.Już mnie niektórzy tu poszturchują-a co to jeszcze żadnego posta nie ma?- zmobilizowałam się więc w końcu  do pokazania części tego, co w między czasie zrobiłam a czego dotąd nie pokazywałam. Nic specjalnie ciekawego ale dla porządku zamieścić należałoby.Rozpisywać się nie będę,przeflancowałam się na parę dni na szwedzką stronę Bałtyku i   w gościach nie wypada ;)

Komplet -otulacz i czapka.
Taki już był,drobne różnice-guziki tylko jako ozdoba,nie jest rozpinany i czapka z odpinanym kwiatkiem.
I jeszcze jeden z tej samej włóczki,nawiasem mówiąc włóczka jest bardzo fajna choć to w większości akryl.Grubaśny szal/komin wzorem patentowym i próba wydziergania tej czapeczki.

Kolejne spiralne skarpetki z Dropsa skarpetkowego.
Do kompletu z czarną czapką z pomponem zrobiłam otulacz ściegiem francuskim z grubej włóczki ,tej samej co komplet miodowy.

Dwie nieudane próby z czapką -ninja:))
Do rybki Nemo dorobiłam chusteczkę/szaliczek na szyję.
I chyba na tym zakończę,jeszcze coś tam jest ale to już następnym razem :))
Zimno tu,u Was też?
Miłego weekendu Wam życzę:))

Dagmaro i Mamiczu-witam Was ciepło u mnie :))

wtorek, 5 listopada 2013

Pomroczność jasna

                    
Jestem żywym przykładem ,że taka jednostka chorobowa jak najbardziej istniejeJ.
Dlaczego?
Dostałam wczoraj na Skype wiadomość.
Od koleżanki.
Od koleżanki ,która mi żadnych wiadomości nie przesyła tylko od czasu do czasu sobie pogadamy. 
Wiadomość to plik cośtam,cośtam.exe .
Nikt normalny takich plików nie otwiera i w normalnych okolicznościach ja też nie. Aż krzyczał „jestem wirusem,łapy precz”.Ale..... tu właśnie zadziałała ta pomroczność jasna…..Rezultat?
Robal momentalnie gdzieś się ukrył i zaczął działać.Skype zwariował ,przeglądarka padła,wszystko się muliło.A to jeszcze nie wszystko.Po jakimś czasie zadzwonił kolega z pytaniem co to jest ,to co mu wysłałam.Wysłałam?!Ludzie!Niczego nie wysyłałam!W tym momencie uświadomiłam sobie,że to cholerne goowno nie dość,że mi zainfekowało komputer,to jeszcze rozesłało się do moich wszystkich skypowych kontaktów !
Co ja narobiłam!Resztkę włosów z głowy rwałam,popiołem posypywałam  obficie przy tym”mięsem” rzucając.
Jedną osobę na pewno wrobiłam,swoją osobistą synową mianowicie.Ona jest przynajmniej usprawiedliwiona bo ciągle sobie coś przesyłamy więc niczego nie podejrzewała.
     Rany,co robić?Znikąd ratunku,znikąd pomocyJ Informatyk ze mnie jak z koziej d…..a tu trzeba działać.
Chrom nie działa ale przecież jest explorer,którego nie lubię,nie używam i w ogóle o nim na co dzien nie pamiętam.Na szczęście pomroczność chwilowo  minęła i sobie o nim przypomniałam.Działał!Uf,co za ulga.A teraz szybko,dopóki działa  trzeba znaleźć jakieś rozwiązanie.Na początek przeskanowałam laptopa swoim antywirusem ale bez efektów,coś tam znalazł ale to nie było to.
    Na samym początku mojej komputerowej kariery,gdy sama się od podstaw wszystkiego uczyłam,zapytałam telefonicznie mojego syna   o coś tam z tą nauką związanego .Synowi  nie bardzo się chciało ciemnej,matczynej masie tłumaczyć a może i sam nie wiedział a nie chciał się przyznać (znamy to:))),w każdym razie powiedział mi tak:
-Matka,tam w prawym górnym rogu jest takie okienko i napisane jest google,tam znajdziesz odpowiedź na wszystkie swoje pytania.Mhm
Ok,urok poniałJ Od tej pory okienko jest moją alfą i omegą i tam udaję się z całą moją niewiedzą i ciekawością a ono cierpliwie udziela mi wyjaśnień.Nota bene synowi się zrewanżowałam ,gdy po kilku latach on o coś podobnego zapytał,usłyszał:Wiesz,tam w prawym,górnym rogu…..:)))
     Wracając do tematu,po pomoc udałam się oczywiście do tego googlowego okienka.Wyszukałam informacje o wirusach i ich pozbywaniu sie.Wyszło mi ,że potrzebuję narzędzia czyszczącego,ale jakiego?
Nie mam pojęcia jak się nazywał  ten robal a tym samym nie wiem które narzędzie będzie właściwe.Postanowiłam zacząć od pierwszego lepszego.
Pobrałam jakieś,otworzyłam ,skanuje.Przeskanował,znalazł całą masę najróżniejszych zagrożeń (które antywirus spokojnie przepuścił) i informuje ,że można je wyrzucić.To klikam mu :wyrzuć a on na to ,że owszem ale dopiero jak mu zapłacę.O skubany! No to ja sobie przejrzałam caaaaałą długaśną listę tych tam zagrożeń- że niby nie będę kupować kota w worku,najpierw sprawdzę czy mojego robala przydybał.Jakoś nic nie wydało mi się do niego podobne.No to za taką robotę ja płacić nie będę,poszedł won.
No i znowu w internet i następne narzędzie.Tym razem darmowe.Następne skanowanie,dużo znalazł  i wyrzucił.Ale wydało mi się,że to jeszcze nie to.No to następne narzędzie i następne skanowanie  - ten nie znalazł nic.
       Pomiędzy tymi zabawami dowiedziałam się od znajomej,że owszem,dostała ten plik ode mnie ale jej antywirus to zneutralizował.O żesz ty,a mój nic a nic, noo poczekaj no ,pójdziesz  ty do kosza skoro nie potrafisz, a ja sobie ściągnę ten co potrafi.
Tak też zrobiłam,pobrałam sobie AVG ,zainstalowałam ,jak tylko się usadowił na moim laptopie ,zaraz znalazł jakiegoś robala ,w długim ciągu niezrozumiałych znaków wyłuskałam słowo”skype”.Bingo?Kurcze,dopadł goJuż go za to kochamJ
   Ponieważ nie mogę mieć dwóch antywirusów trzeba było odinstalować Pandę.Powinnam była to najpierw zrobić,wiem.Zapomniałam.
No to próbuję go odinstalować, ja mu : proszę won,a on mi na to okienko z jakimś ble,ble,ble w niezrozumiałym języku.
No to ja znów : precz z komputera  a ten nie, że niby error i coś tam,znów jakieś ble,ble.Nie powiem ,zeźliłam się. Ja ci dam error ,już ja na ciebie coś wymyślę.
Mądre google podpowiedziało,że może w trybie awaryjnym zechce się ta panda wynieść.Niestety, nie zechciała i znów we  mnie  okienkiem.
Przy okazji,gdy chciałam error z okienka przetłumaczyć,wyszło na jaw że bluetooth  nie odbiera zdjęć z mojej komórki ,a przedtem odbierał.No i Chrom w dalszym ciągu nie chciał współpracować.No nie,tego już za wiele,moja cierpliwość się wyczerpała,zwłaszcza że ta walka trwała już kilkanaście godzin,te skanowania zabierają mnóstwo czasu. Trzeba się uciec do drastycznych środków czyli do przywracania systemu.Wymyśliłam sobie,że to właśnie powinno te wszystkie problemy rozwiązać.Jak pomyślała tak zrobiła.
I voila!
Pandę wywaliłam bez żadnych problemów,zainstalowałam od nowa AVG (bo ten z kolei wywaliło przywracanie ),Chrom jak nowo narodzony a i zdjęcie się przesłało.Cud ,miód i orzeszkiJ
I tak to po prawie 24 godzinach myślę nieśmiało ,że dzień co prawda zmarnowałam ale chyba problem rozwiązałam.Gdyby nie to ,że sama go sobie sprowadziłam,mogłabym być z siebie dumna ;)

A post piszę ku przestrodze,żeby ktoś się nie naciął tak jak jaJ
I tak szczęście,że znalazłam wreszcie w tym domu miejsce gdzie sięga sygnał internetowy,bo gdybym musiała tę walkę na dworze toczyć ….A dzisiaj wichura,ulewa i co tam tylko jesień ma najlepszego :)))

Życia bez wirusów życzę,internetowych i innych też J

A mój laptop skanuje się jeszcze raz,tak dla pewności J
I właśnie o mało nie skasowałam tego całego posta,oj ta pomroczność to chyba rozgościła się u mnie na dłużej:))