Oprócz pierwszego prucia, prułam nie wiem ile razy górę bo wciąż było coś nie tak.A to była za szeroka,a to za wąska,to dekolt za mały,to szelki za wąskie.W końcu już miałam ładnie wykończony dekolt i jeden rękaw,już wzdychałam z ulgą że tylko jedno wykończenie rękawa zostało i.... wtedy dopatrzyłam się ,że zrobiłam to na lewej stronie!Wierzcie mi ,gdyby nie to że naprawdę tej cholery potrzebuję , poszłaby w kąt i więcej bym tam nie spojrzała.Od biedy mogło tak zostać,ale no właśnie,od biedy.Tak czy siak ,miotając inwektywami pod własnym adresem,sprułam po raz nie wiem już który no i w końcu -gotowa.Potrzebuje jeszcze tylko trochę wilgoci do wygładzenia,Wygląda jak worek i jest to worek.Talia krowy ma tę zaletę,że nie trzeba sobie zawracać głowy dopasowywaniem do sylwetki ,tylko leci się bezmyślnie w górę (jak w tym przypadku) czy w dół :))).
Wyszedł mi trochę chyba za duży dekolt ale wolę tak niż za mały,zresztą jest przewidziany jakiś szal do tego.Dekolt i rękawy wykończyłam,jak zwykle zresztą,moim ulubionym rakowym. Tu znalazłam różne sposoby jego wykonania,ale nie chciało mi się ich uczyć.
Szal miał być też z takich elementów jak dół ale po tych wszystkich pruciach jakoś mi się odechciało tego robić.Jutro wolne to przelecę się po sklepach,może znajdę jakiś lekki materiał albo gotowy szal pasujący do tego .Heklować będę w ostateczności.
Jakoś lato się zbiesiło i dziś ponuro, zimno,wieje i ciągle popaduje.Jakoś tak bardziej jesiennie niż letnio.
Przy takiej pogodzie spać by się poszło,zwłaszcza że pobudka znów o 4 była.Ech,życie...
Mam nadzieję ,że u was jest lepiej :)
Miłego popołudnia :)
Może i wymęczona ta tuniczka, ale bardzo ładnie się prezentuje.
OdpowiedzUsuń