No i szczęśliwie mamy święta za sobą!
Uff,co za ulga!
Jakoś przetrwałam Wigilię w towarzystwie mocno ,że tak powiem, ą-ę,zjadłam wymyślne potrawy podane w wymyślny sposób na wymyślnej zastawie nie do końca wiedząc co jem ale to może akurat dobrze ;)Niektóre potrawy miały ,jak dla mojego zwyczajnego podniebienia,jakiś dziwny smak.Dziwny nie znaczy zły,obcy po prostu .
Była ogromna, przepiękna choinka,pod nią prezenty,nawet i dla mnie (miedzy innymi ładny szal,jak mi sie uda go sfotografować to może pokażę).Odśpiewano kolędę po czym na szczęście przyjechała po nas zamówiona taksówka i mogłyśmy wrócić przed pierwszą w nocy do domu.Babka była niepocieszona,że taksówka przyjechała tak wcześnie i ona musiała jechać podczas gdy towarzystwo jeszcze zostało.A ja dokładnie odwrotnie:)))Nie należę do tego świata chodzącego w butach od Prady,z torebkami od Luisa Vuitton czy innego Gucciego i ciuchach z odpowiednią naszywką i ceną, i niespecjalnie dobrze się czuję w tym towarzystwie, choć,nie powiem, wszyscy są bardzo mili.
Ale przed tą kolacją udało mi się wpaść na pół godzinki do polskich znajomych i robić za niespodziewanego gościa :))Tam było bardzo swojsko ,zarówno jedzenie jak i atmosfera i żałowałam że nie mogę zostać dłużej.
W pierwszy dzień świąt byłam zaproszona na obiad do Luizy,której mamą opiekowałam się przez trzy lata w oddalonym o ok 20 km Bruhl ( wigilia zresztą też w Bruhl była ale był transport ). Znając nasze realia,to że trudno gdzieś się dostać 25 grudnia,miałam nieco obaw czy uda mi się dojechać i wrócić w określonym czasie.Niepotrzebnie.Pociągi kursowały prawie normalnie,co kilkanaście min jakiś jechał,12 min i byłam na miejscu ,nawet jeszcze przed czasem.Tam było już nie tak sztywno a milo i przyjaznie.Podano to co zawsze w tej rodzinie jadają w pierwszy dzień świąt czyli ozorki w sosie madera.Przygotował je Gregor,syn Luizy , właściciel restauracji i wyśmienity kucharz.Ozorki były przepyszne,objadłam się jak bąk.Niestety tym razem też musiałam opuścić towarzystwo przed końcem,nie miałam bowiem zbyt dużo wolnego czasu.Tym razem jednak z żalem.
I na tym święta zakończyłam,bo dzisiaj już żadnych wizyt i właściwie ,ku memu wielkiemu zadowoleniu,dzień jak co dzień.Pogoda tylko nie dopisała,miało być ładnie ale jakoś nie było i przesiedziałam dzień w domu drutując coś bez przekonania.
Bo znów nie mam weny :(
Twój post datowany na 26 grudnia pojawił mi się w czytniku dopiero teraz, dzisiaj tj 28.12. - dziwne.
OdpowiedzUsuńJak czytam, to w sumie Wigilię i pierwszy dzień świąt spędziłaś dość aktywnie. Na pewno wśród ludzi zaprzyjaźnionych jest zdecydowanie milej. Jednak ważne, że w tym czasie miałaś towarzystwo. Pozdrawiam.