Otrzymałam dzisiaj wiadomość,że moja mama upadła,bo straciła równowagę, bo nie bierze leków na błędnik bo są za drogie,bo może bez nich też będzie dobrze...
Siedzę w Niemczech opiekując się starymi Niemcami a nie ma kto zaopiekować się moją własna matką.Jeżeli zostanę z nią to obie umrzemy z głodu,będąc tutaj nie wiem co tam się dzieje a moja mama na dodatek z tych honornych jest co to się nie poskarży za bardzo a i pomocy nie przyjmie. Ręce opadają.
Siedzę tutaj,w tym państwie które dba o swoich obywateli,skąd nikt nie musi do pracy wyjeżdżać chyba że chce,gdzie ludzie nie mogą sobie wyobrazić ,że mogliby zostawić rodzinę i siedzieć miesiącami u obcych,nie zawsze życzliwych ale chętnie nas wykorzystujących ludzi.
Przyjeżdżam do domu i chcąc -nie chcąc porównuję.
Już przekraczając granicę zauważam różnice.Np.co jakiś czas ograniczenie (znaczne!)prędkości i znak "roboty drogowe" po czym okazuje się ,że żadnych robót nie ma.Na autostradzie!Ktoś zapomniał usunąć?Któregoś razu było takich sytuacji kilka,po którejś z kolei przestałam zwracać uwagę na ograniczenia(nie tylko ja zresztą)po czym ledwo wyhamowałam kiedy okazało się ,że dziesiąty znak był akurat uzasadniony.
Wjeżdżam na podwórze przy moim bloku i tonę w błocie,idę do naszego "marketu"czyli Biedronki i nie moge zapłacic kartą,zresztą chyba w żadnym miejscu w mojej mieścinie.Idąc, na każdym kroku natykam się już od wczesnych godzin porannych na zapijaczonych meneli,przez okno widzę rozbebeszone śmietniki a przy nich tychże meneli podlewających ścianę.
W wypasionych,wielkomiejskich galeriach z wierzchu blichtr ale oszczędza się na sprzątaniu toalet,znudzone panienki w tamtejszych sklepach (nie widuje się pań w moim wieku chyba że przy ciężkiej pracy w kasie wielkiego marketu ) albo łażą za tobą krok w krok, pilnując żeby czegoś nie ukraść czy nachalnie proponując pomoc ,albo w ogóle zdają się klientów nie zauważać.Ludzie prawie w ogóle się nie uśmiechają.Za to na każdym kroku widać ochroniarzy z ponurymi minami bo taka mina pewnie dodaje im prestiżu(w ich mniemaniu).
Cały czas trzeba pamiętać o pilnowaniu torebki.Miałam taką torbę ,która miała z boku po obu stronach zameczki,przedni to była mała kieszonka ,tylny był atrapą.Torbę nosiłam na ramieniu w Polsce i w Niemczech.W Polsce tylny zameczek po powrocie do domu prawie zawsze zastawałam otwarty.!W Niemczech nie zdarzyło się to ani razu.
Niemieckie urzędy skarbowe gdzie nikt nie straszy na dzień dobry drastycznymi karami ,za to sprawę można załatwić telefonicznie lub listownie.Nikt z góry nie zakłada,że wszyscy są oszustami.
Gdzie lekarze podają pacjentowi rękę na powitanie.
Gdzie ludzie są dla siebie uprzejmi i mili.Gdzie obcy uśmiechają sie do siebie na ulicy.
I tak można by jeszcze długo.
Pewnie przesadzam,pewnie nie jest u nas tak zle,pewnie narzekam czysto po polsku ale jestem dziś rozżalona.
Miłego dnia
O faktycznie dopadło Cię. Mam nadzieję, że Twoja mama bardzo się nie potłukła. No cóż, mamy taką, a nie inną rzeczywistość, w której mnożą się absurdy, a niemoc, zż nic nie można zmienić dopada przeraźliwie. No cóż, nie napiszę Ci optymistycznie, że może będzie lepiej, bo w to lepiej - po prostu sama nie wierzę.
OdpowiedzUsuńPomimo tego, życzę Ci wszystkiego dobrego w nowym roku.
Współczuję z powodu mamy. To, co piszesz o Polsce to gorycz i żółć, której czasem trzeba sobie upuścić bo inaczej nas zaleje. Ja też czasem strasznie zrzędzę na Polskę, ale wiem, że to jest jedyny kraj w jakim mogę mieszkać. Próbowałam żyć zagranicą, gdzie wszystko było piękne a ludzie do bólu uczciwi, ale usychałam z tęsknoty za tym syfem tutaj.Oczywiście w 2012 roku będzie gorzej, ale życzę optymizmu i wiary w ludzi, w Polsce też są fajni ludzie :) np. ja :D
OdpowiedzUsuńEch...
OdpowiedzUsuńWcale Ci się nie dziwię, że gorycz z czary się wylewa.. Czasem wmawiam sobie, że tego wszystkiego nie widzę, albo, że mi się to tylko tak wydaje, albo jak widzę, to "bawię się" groteskowatością tej durnej rzeczywistości, żeby nie popaść w paranoję. Niestety, są czasem chwile, że się nie da...
Zdrowia dla mamy, siły dla Ciebie.