Kupiłam onegdaj jeden motek białej bawełny myśląc że się nada do którejś tam mochilli.Nie nadał się bo okazał się za gruby ale po bliższych oględzinach spodobał mi się na tyle,że postanowiłam letni sweter z tej bawełny wydziergać.Spodobał mi się kolor -bo nie oślepiający i zimny biały tylko raczej ciepła kość słoniowa.Spodobał mi się też skład-bawełna +15% poliestru co sprawiło że włóczka jest miękka i bardzo przyjemna w dotyku.Znalazłam fajny wzór-prosty sweter wzorem pończoszniczym z dużą plamą beżowego i dużym dekoltem.Pozostało dokupić więcej motków...
I tu się zaczęły schody.
Dokupiłam te motki,a jakże,przyniosłam do domu i.....jasny gwint,kolorem się różnią!Nie od dzisiaj gamoń włóczki kupuje a wciąż popełnia ten sam błąd nie sprawdzając nr koloru i serii:(((
A tymczasem w sklepie tej bawełny zabrakło.
Więc zmiana koncepcji.Sweter będzie robiony ściegiem pończoszniczym ale w paski.
Ok,zaczęłam dziergać.Udziergałam spory kawał tych pasków,przyjrzałam się i....dzianina lezie w szkodę czyli skręca w bok:((((No żesz ty....Obraziłam się na cholerę i rzuciłam w kąt ale jak mi foch przeszedł dawaj ją,zarazę ,pruć.W końcu coś trzeba z tą włóczką zrobić bo inaczej powiększy i tak ogromne zapasy.
I znów zmiana koncepcji.Z pierwszego zamysłu bez zmian został tylko dekolt:)))
Postanowiłam ,że jednak będą paski (bo jakoś te różne kolory trzeba połączyć)ale żeby nie było nudno i żeby w bok nie skręcało,to każdy pasek innym wzorem,różne szerokości czyli jak popadnie.Dosłownie.Popadło tak jak widać:)))
Ściegiem pończoszniczym zrobiłam tylko rękawy i na nich widać to skręcanie ale tu akurat to nie przeszkadza.
Ale to wcale nie koniec schodów.Sweter zrobiłam do jakiejś tam "swetrowej" długości ,przymierzyłam i ....nie ,jakoś nie wygląda.Przy moich gabarytach chyba lepsza będzie tunika.No to robię dalej.
Doszłam do długości "tunikowej" i....znalazłam jeszcze dwa motki,które mi się jakoś tak zapodziały.Ileż ja tego nakupiłam?! Ale skoro są ,to w takim razie może dorobić jeszcze trochę do długości "sukienkowej'?Dorobiłam jeszcze kawał ściągacza,przymierzyłam i....Niby dobrze....Ale te nogi jakieś takie nie wyjściowe,te kolana...a tu jakiś żylak wylazł...Do noszenia ale z rajstopami a to się z kolei kłóci z "letniością"swetra no i nie lubię,na zimę też się nie nadaje....Dorobić jeszcze i schować to co nieładne?Nie ,nie da się,dłuższy nie będzie w żadnym wypadku dobrze wyglądał.
Sprułam to co dorobiłam,wróciłam do tuniki i tak już zostanie:)))
Pozostało powszywać kupę nitek i wreszcie gotowe.
Tunikę robiłam od góry,najpierw tył do podkroju pachy,następnie na linii ramion nabrałam oczka na przód,dziergałam tak samo do podkroju pach jednocześnie kształtując dekolt.Przód i tył przełożyłam na jeden drut i dałej przerabiałam już "na okrągło".
I tak udało mi się zakończyć kolejną rozgrzebaną robótkę.Kolejną bo skończyłam też (nie bez przygód)to połyskujące popielate widoczne niżej, ale to trzeba jeszcze troszkę zblokować i obfocić:))
Ale jak widać rozgrzebane są jeszcze dwie a dziś zaczęłam rozgrzebywać trzecią:(((No tak mam.Nudzę się przy jednej,potrzebuję zmian.
I to by było na tyle:))Wspaniałego ,letniego weekendu Wam życzę:))